AnalitykaCDOPolecane tematy

Każdy, nowy wariant wirusa, jak brytyjski, może nam porządnie namieszać w ocenie skutków pandemii

Z dr. Franciszkiem Rakowskim z Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego (ICM UW) rozmawiamy o najświeższych prognozach modelu wspierającego analizę rozprzestrzeniania się koronawirusa COVID-19; o niedoszacowaniu poziomu immunizacji społeczeństwa; realizacji programu szczepień; poziomie odporności stadnej, który pozwoli nam w miarę normalnie funkcjonować; dynamice trzeciej fali; udostępnianiu danych przez administrację państwową; faktycznej liczbie osób, które przechorowały COVID-19 w Polsce oraz zagrożeniach płynących z ewentualnych, nowych wariantów wirusa.

Każdy, nowy wariant wirusa, jak brytyjski, może nam porządnie namieszać w ocenie skutków pandemii

Przez ostatnie 3-4 tygodnie Ministerstwo Zdrowia zapowiadało początek 3 fali – na prognozie modelu ICM do niedawna nie było jej widać. Szacunkowe dane liczby zakażonych były sporo niższe niż te faktyczne, sięgały nawet 10 tys. przypadków. I to pomimo faktu, że ujęliście w swej prognozie obecność brytyjskiego wariantu wirusa? Skąd to niedoszacowanie?

Są dwie kwestie, które rządzą trzecią falą. Pierwsza, to obecność brytyjskiego wariantu koronawirusa, który można powiedzieć przejął kontrolę w Polsce i dominuje już z 80 proc. udziałem wśród nowych stwierdzonych przypadków. Druga rzecz, to immunizacja społeczeństwa, czyli to, ile osób przechorowało czy też nabrało już odporności. W naszym wiodącym wariancie zakładaliśmy, że jest ona dosyć wysoka i sięga ok. 40%. Jednocześnie prowadziliśmy też wariant prognozy, które zakłada niższą immunizację, na poziomie 25%. Uważaliśmy więc, że prognoza 40% jest bardziej prawdopodobna i właśnie ją publikowaliśmy na stronie internetowej. Niestety, okazało się, że tak nie jest, że mamy niższą immunizację niż zakładaliśmy. Dlatego też ta trzecia fala jest wyższa niż się spodziewaliśmy w tym wariancie podstawowym. Nasze prognozy były więc w tym ostatnim okresie niedoszacowane.

W poniedziałek 15 marca opublikowaliście już bardziej zbliżone dane do tych rzeczywistych…

Tak, a w weekend (rozmawialiśmy w piątek, 19 marca wieczorem – przyp. red.) opublikujemy kolejną aktualizację, która polega na tym, że próbujemy „złapać” tę bardziej realną immunizację społeczeństwa. Obecnie wygląda na to, że – tak jak wspomniałem – jesteśmy bliżej 25 proc. niż 40 proc. poziomu immunizacji. A ta niższa immunizacja nadaje właśnie potencjał rozpędowy trzeciej fali.

Uwzględniacie w prognozach realizację programu szczepień. Jakie musiałoby być jego tempo i jaka część społeczeństwa powinna zostać zaszczepiona, żebyśmy nabyli tzw. odporność stadną, która pozwoliłaby nam w miarę normalnie funkcjonować?

Mówimy o dwóch etapach. Pierwszy, to zaszczepienie wszystkich seniorów. I to akurat jest łatwo policzyć, bo wiadomo, że osób powyżej 60 roku życia jest w Polsce ok. 9 milionów. Tą grupę społeczną trzeba koniecznie zaszczepić jak najszybciej, bo to właśnie ona generuje największą liczbę hospitalizacji i odpowiada za ok. 90% wszystkich zgonów. Więc jeśli chcemy ograniczyć te liczby to zaszczepienie seniorów jest warunkiem bezwzględnym. Dalej natomiast idziemy w kierunku odporności zbiorowej, którą my szacujemy na ok. 65%. Ale oczywiście dobrze jest w miarę możliwości szczepić się, aby również te młodsze osoby nie były poszkodowane przez koronawirusa i aby nie był on dla nich niebezpieczny.

No właśnie, obecnie choruje coraz więcej młodszych osób, 30 i 40 latków.

Z danych wynika, że w szczególności wariant brytyjski wirusa przesuwa się w grupach wiekowych niżej i zahacza o osoby coraz młodsze, nawet o dzieci w wieku przedszkolnym. Jednak w dalszym ciągu jest to mniejszość. Nie są to liczebnie wyraźne grupy. A skala powikłań wśród młodszych osób jest bardzo niewielka. Powtarzam, najważniejsze to zaszczepienie seniorów. Ono spowoduje, że nie będzie już miejsca na głębsze lockdowny. Później dopiero trzeba szybko szczepić wszystkich pozostałych.

Mówi Pan, że odporność stadną nabędziemy, gdy 65% społeczeństwa przechoruje czy też uodporni się na koronawirusa. W Izraelu, istotny spadek zachorowań oraz ciężkich hospitalizacji zaobserwowano po tym, jak zaszczepiono ponad 50% społeczeństwa. Można to jakoś odnieść do nas?

Można. Odporność stadna zależy od kilku czynników. Początkowo mówiono nawet, że aby ją osiągnąć musi obejmować nawet 80% społeczeństwa. Nigdy w to nie wierzyłem dlatego, że odporność stadna zależy przede wszystkim od gęstości zaludnienia kraju. Dlatego będzie ona na innym poziomie w Holandii, a kompletnie innym w Rumunii. Inna w Singapurze, a inna w Mongolii. To są ogromne różnice.

Druga rzecz, to fakt, że odporność stadna to taki punkt, gdy nie ma już restrykcji, a liczba osób zakażanych w sposób naturalny spada. I teraz – co to oznacza, że nie ma restrykcji? Nie będzie już takiej sytuacji, że nie będzie żadnych restrykcji. Zawsze już jakieś nowe zwyczaje sanitarne będą nas zobowiązywały, albo będziemy chodzić w maseczkach, albo dezynfekować ręce, stosować przegrody w sklepach itd. Zatem poprzez zmianę naszych nawyków, ta granica odporności stadnej zostanie przesunięta w dół.

A trzecią kwestią jest to, że immunizacja społeczeństwa nie następuje równomiernie. Na początku najczęściej przechorowują albo szczepią się osoby, które mają wysoką ilość kontaktów i dlatego ja raczej namawiam, żeby patrzeć na odporność stadną nie „w języku” liczby osób, które są zimmunizowane, ale liczby krawędzi w grafie kontaktów. Istnieje więc znów taka szansa, że w pierwszej kolejności w sposób naturalny i poprzez szczepienia zimmunizowane zostaną osoby właśnie o wysokiej liczbie kontaktów np. nauczyciele czy lekarze. I to też pomoże.

Dlatego wcale się nie dziwię, że ta odporność stadna zyskiwana jest w Izraelu już przy 50%.

Czy model wskazuje po jakim okresie czasu możemy spodziewać się pierwszych efektów wprowadzonych ogólnopolskich obostrzeń? Kiedy wskaźniki zachorowań zaczną spadać?

Prognozujemy, że 1 kwietnia będziemy mieli pik zachorowań, po którym liczba nowych przypadków zakażeń powinna już spadać.

Jak wysoki będzie ten pik?

Szacujemy go na ok. 32 tys. przypadków.

Co musiałby się stać, aby rząd poszedł krok dalej i wprowadził kolejne obostrzenia, łącznie z twardym lockdownem?

Myślę, że nie ma takiej granicy, ponieważ i tak jest już za późno. Tu nie chodzi o twardość lockdownu tylko o czas jego wprowadzenia. Wszystko wskazuje na to, że obecny lockdown jest już wystarczający, aby zagiąć krzywą zachorowań i by ona po 1 kwietnia powoli spadała.

Czyli lockdown powinien zostać wprowadzony wcześniej. Jak bardzo jesteśmy zatem spóźnieni?

Trudno to niestety precyzyjnie określić.

Miesiąc? Dwa tygodnie?

Nie, miesiąc na pewno nie. Myślę, że wprowadzenie go już tydzień wcześniej, albo jeszcze wcześniejsze, śmielej wprowadzane regionalne obostrzenia, spowodowałby, że ta trzecia fala miałaby bardziej łagodny przebieg.

A propos regionalnych lockdownów, czy one rzeczywiście się sprawdziły?

Tak. Wyraźnie świadczy o tym przypadek Warmii i Mazur. Tam do niedawna było najgorzej, a teraz jest już prawie najlepiej. Natomiast jeśli chodzi o województwa pomorskie czy mazowieckie, to wprowadzenie lockowdnów po prostu nie zdążyło jeszcze przynieść pożądanych efektów.

Czy zabronienie powrotu Polaków z Wielkiej Brytanii na święta Bożego Narodzenia lub testowanie wszystkich tuż po przylocie miałoby wpływ na wysokość trzeciej fali?

Raczej nie. Myślę że nie udałoby się zablokować przeniknięcia tzw. brytyjskiego wariantu wirusa do Polski, i tak czy siak trzecia fala nim spowodowana miałaby miejsce.

Czy tej jesieni możemy spodziewać się takiego samego skoku zachorowań, jak w analogicznym okresie roku 2020?

Jeśli przyjdzie nowy szczep, na który nie ma odporności krzyżowej to tak. Każdy nowy wariant wirusa może nam znowu porządnie namieszać. Mam jednak nadzieję, że tak nie będzie.

Podczas naszej ostatniej rozmowy – w połowie listopada 2020 roku – mówił Pan, że COVID-19 przechorowało już ok. 6 mln Polaków. Jak te dane wyglądają teraz?

Tu wracamy do immunizacji oraz tego co mówiłem na początku. Jeden z prognozowanych przez nas wariantów zakładał, że na dzień 1 marca odporność nabyło jakieś 40% ludności Polski, czyli jakieś 15 mln osób. A drugi, mniej optymistyczny, mówił, że jest to ok. 10 mln osób. Teraz widać już, że bardziej prawdopodobne jest ta druga liczba.

Pańska prognoza odnośnie 100 tys. zgonów w czasie trwania pandemii staje się coraz bardziej realna… Czy ona też uległa zmianie?

Niestety też. Trzecia fala nie pozostawia żadnych złudzeń, będą kolejne wysokie liczby zgonów. W skali całej epidemii – a więc od samego jej początku – szacujemy, że umrze ok. 130 tys. Polaków.

Czy w skali roku widzi Pan jakąś zmianę w procesie udostępniana danych przez administrację rządową? Gdy rozmawialiśmy w ubiegłym roku mówił Pan, że nie wyglądało to najlepiej. Jak ten proces przebiega obecnie?

Zmiany są, ale powolne. Rzeczywiście jest coraz większa świadomość tego, że im więcej danych zbierzemy, tym lepsze decyzje będziemy mogli podjąć. A więc dane, które kiedyś udostępniał tylko pan Michał Rogalski, obecnie udostępnia już Ministerstwo Zdrowia. I to nam bardzo pomaga. Są programy powszechnego sekwencjonowania wirusa i to też jest bardzo ważne. Rusza również program szerokiego badania przesiewowego. Świadomość jest więc coraz większa, ale te wszystkie programy ruszają zbyt wolno, a przede wszystkim za późno.

Według wielu naukowców, pandemia szybko się nie skończy. Szybko, czyli na przestrzeni 1-2 lat. Ale są też i tacy, którzy twierdzą, że nie skończy się nigdy, tylko z czasem złagodnieje, a my nauczymy się z nią żyć. Czy przy tak dynamicznej sytuacji, jeśli chodzi choćby o pojawianie się nowych wariantów wirusa czy dużej ilości różnych zmiennych, da się cokolwiek przewidzieć w tej materii przy pomocy modeli matematycznych?

To jest bardzo trudno przewidzieć. Horyzont naszego modelu nie wybiega niestety w przyszłość tak daleko. Nie jestem wirusologiem, więc nie wiem jaki ten wirus ma potencjał do mutowania i jak bardzo jest szkodliwy. Trzeb więc na bieżąco śledzić informacje i dane jak będzie on mutował. I my zresztą to robimy. Mogę Panu tylko powtórzyć to co już mówiłem – jeśli pojawi się nowy szczep, który będzie szkodliwy i nie będzie na niego odporności krzyżowej, to mamy nowe, bardzo poważne zagrożenie i wszystko niejako zacznie się od nowa.

Tagi

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *