Branża ITBiznesPolecane tematy
Model rozwoju Polski wymaga nowej infrastruktury społecznej
POLSKA 2034
Jeśli nie znajdziemy nowego modelu rozwoju, skończy się polski „złoty wiek” trwający od czasu naszego wejścia do Unii Europejskiej. Za 5 lat do Polski przestanie płynąć strumień środków unijnych, za które rewitalizowaliśmy samorządy i zbudowaliśmy materialną bazę nowoczesnej gospodarki. Dlatego musimy jak najszybciej stworzyć nową infrastrukturę społeczną, aby przetrwać te tektoniczne zmiany.
Jeśli zeszłoroczne wybory coś ujawniły, to tylko coraz większe niezadowolenie na dryf rozwojowy Polski. Trudno powiedzieć jaka jest całościowa wizja naszej przyszłości jako wspólnoty – celu, do którego dążymy? Jakie mamy odpowiedzi na wyzwania XXI wieku? Jak różni aktorzy gospodarki mogą współpracować na rzecz obranego kierunku. W przyjaznym otoczeniu geoekonomicznym może „ciepła woda w kranie” wystarczy, ale nie w obecnych warunkach, gdy dorobek kilku dekad jest na szali.
Niestety nasze elity przyzwyczaiły się do modus operandi, który pozwolił im dzierżyć stanowiska i wzbogacać się bez konieczności głębszej refleksji nad zmieniający się światem.
Polska jako magnes dla inwestycji bezpośrednich
Dotychczasowy gospodarczy deal opierał się o napływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych i uczestnictwo naszych firm w globalnych łańcuchach wartości jako poddostawcy lub obsługa typu back office. W zamian rynek został szeroko otwarty na konkurencję ze strony zachodnich firm, a warunki pracy (np. płace, ochrona pracownika) były utrzymywane na relatywnie niskim poziomie. Prywatyzowaliśmy, w tym oddając użyteczność publiczną i pozwalając na wrogie przejęcia naszych marek, ale w zamian dostaliśmy miejsce przy stole najbogatszego bloku świata.
2029 w tym roku kończy się „dopalacz” rozwojowy środków UE. Po przekroczeniu progu PKB per capita 90% średniej unijnej dołączymy bowiem do grona państw dostatnich. Dodając 2 lata na wydatkowanie otrzymujemy jasną datę.
Lepszy deal był możliwy, ale nie przy ideologicznej fiksacji naszych elit na liberalizmie gospodarczym. Ten model krytycznie zwano „montownią”, ale była to montownia na dorobku, bogacąca się i doganiająca. Nie było dotychczas roku, w którym PKB per capita nie przestał zbliżać się do średniej unijnej. W istocie był to przykład udanego rozwoju zależnego bardziej niż prostej kolonizacji. Od tego czasu zmieniło się jednak co najmniej kilka czynników makroekonomicznych.
Montownia na stacji końcowej
Ten model rozwojowy III RP się wyczerpał. Wyczerpał, czyli zużył potencjał do długoterminowej poprawy naszej sytuacji życiowej. Nisko wiszące owoce integracji z Zachodem dość przewidywalnie musiały się skończyć wraz z ukróceniem najbardziej bezczelnej korupcji, wylaniem tysięcy kilometrów dróg i uruchomieniem polskiego eksportu na świat.
Z kolei napływ zachodniej technologii i kapitału już nie uczy nas praktyk menedżerskich, a raczej prowadzi do mono- i oligopolizacji rynku, której nie wytrzymują krajowe małe i średnie przedsiębiorstwa. W obszarze suwerenności cyfrowej nie jesteśmy nawet w stanie egzekwować polskiego prawa, a blisko 10 mld zł rocznie znika tylko na profilowane reklamy dwóch korporacji z sektora Big Tech.
Batalia o cła na import aut elektrycznych dobrze obrazuje stan nowych wojen handlowych. Globalne łańcuchy wartości to dziś nie nowe oceany możliwości, tylko przestrzeń starcia gigantów eksportowych o surowce i rynki. Przestrzeń, w której cła, blokady i zatory w dostawach stają się normą. Friendshoring pozwoli nam jeszcze przechwycić jakąś część kapitału uciekającego z bloku chińskiego do bloku zachodniego, tylko oportunizm nie czyni strategii!
Konsekwencje każdego szoku w takich realiach gospodarczych znamy z ubiegłych lat: spada udział płac w PKB, rosną nieproduktywne renty, a po kieszeni uderza inflacja podażowa, rozkręcana przez spiralę marżową czyli rywalizację firm o to kto narzuci swoje ceny reszcie. Niby jest rozwój, ale nierówny, kosztowny i trwający tylko dzięki niesamowitej pracowitości naszego narodu, jednej z najwyższych w całym OECD. Można gorzko stwierdzić, że wysysamy jeszcze życie z Polski powiatowej do tzw. Wielkiej Piątki rosnących metropolii. Jednak po tym rezerwuarze czekać nas może demograficzna zapaść. I co dalej?
Nasza największa szansa jest teraz
Każda kolejna perspektywa finansowa UE była dla Polski – największego beneficjenta pomocy unijnej – skokiem rozwojowym. W latach 2014-2020 Unia Europejska przeznaczyła dla naszego kraju 82,5 mld euro. Te środki prowadziły do „efektu wpychania” mobilizując wkłady własne samorządów, firm i państwa.
Można gorzko stwierdzić, że wysysamy jeszcze życie z Polski powiatowej do tzw. Wielkiej Piątki rosnących metropolii. Jednak po tym rezerwuarze czekać nas może demograficzna zapaść. I co dalej?
Nie inaczej jest i teraz, z jedną, znaczącą różnicą. W 2027 skończy się obecna perspektywa unijna – ostatnia, w której otrzymujemy środki z Funduszu Spójności. Po przekroczeniu progu PKB per capita 90% średniej unijnej dołączymy do grona państw dostatnich. Dodając 2 lata na wydatkowanie otrzymujemy jasną datę. W 2029 r. kończy się „dopalacz” rozwojowy środków Unii Europejskiej.
Uwzględniając jednorazowe środki z KPO i Fundusz Spójności docieramy do kwoty ostatnich 137 mld euro (ok. 600 mld zł) na zmianę naszego modelu rozwoju. A zmienić go musimy, bo od 2030 r. będziemy już siedzieć przy stole rozwiniętych gospodarek razem z Niemcami, Francją czy Danią. Po 40 latach od transformacji i blisko 30 latach w UE nikt nie będzie już rozdawał czeków. Albo zagramy jak najwięksi, albo możemy zapomnieć o dobrobycie.
„Tak dla rozwoju”, ale jakiego?
Mamy więc 5 lat na wypracowanie nowego modelu i skupienie wysiłków społeczeństwa wokół transformacji w jednym kierunku. Mamy niewiele czasu, aby określić ten kierunek i zapoczątkować zmianę, jeśli chcemy samemu o sobie stanowić na koniec tej drogi – zamiast być zdanym na łaskę państw imperialnych i ich interesów.
Marcin Kwaśniewski, autor petycji TakDlaRozwoju, zaproponował w swoim manifeście triadę wartości: Suwerenność, Wspólnota, Rozwój. Oczywiście gdy mowa o wielkich projektach infrastrukturalnych, transformacji energetycznej lub o zmniejszaniu zależności państwa od firm technologicznych trudno się nie zgadzać.
Większym wyzwaniem jest chyba napełnienie treścią Wspólnoty, będącej w tej triadzie łącznikiem pozostałych dwóch wartości. Mówiąc dosadniej, kilka totemicznych projektów (Centralny Port Komunikacyjny, elektrownia atomowa) to wciąż nie jest strategia regeneracji z zapaści demograficznej, rozpadu więzi społecznych i zanikania Polski powiatowej.
Jeśli chcemy silnej i odpornej Wspólnoty, musimy stworzyć dla niej stosowną infrastrukturę. Nie fizyczną, ale społeczną, czyli instytucje, kapitał społeczny i zaufanie. Może brzmi to mniej atrakcyjnie niż megalotnisko.
Bez tej infrastruktury społecznej zwyczajnie ugrzęźniemy w słabej koordynacji, konfliktach klasowych i damy się podzielić zanim zbudujemy coś wspólnie ponad podziałami. Marcin świetnie ujmuje to słowami: „Nie potrzebujemy odkrywania macierzy polskiej, tylko budowy nowego oprogramowania mentalnego, regularnie aktualizowanego do XXI wieku. Oprogramowania dla całej wspólnoty.”
Infrastruktura dla współpracy i zaufania
Droga do kultury zaufania i budowy obywatelskich postaw jest jasna i wiedzie przez bliską, lokalną demokrację. Najlepszym fundamentem jest dla niej spółdzielczość, czyli forma prowadzenia działalności gospodarczej z misją społeczną, zabezpieczaną przez równość członków. To szkoła demokracji w miejscu pracy i przedsiębiorczości napełnionej wspólnotowym duchem. Wszystkie kraje o najwyższych wskaźnikach zaufania to kraje, gdzie „obywatel” znaczy „spółdzielca”.
Od 2030 r. będziemy już siedzieć przy stole rozwiniętych gospodarek razem z Niemcami, Francją czy Danią. Po 40 latach od transformacji i blisko 30 latach w UE nikt nie będzie już rozdawał czeków. Albo zagramy jak najwięksi, albo możemy zapomnieć o dobrobycie.
Mamy unikalną szansę znów wykorzystać nasze zaniedbania do wykonania „żabiego skoku”. Tak jak w sektorze bankowym przeskoczyliśmy książeczki czekowe wprost do BLIK’a, tak realnie możemy wykorzystać te 5 lat, aby postawić na budowę spółdzielni energetycznych, rozwojowych i cyfrowych w każdej gminie w Polsce.
Zamiast przepalać środki unijne na „wszystko i nic”, musimy skupić wszystkie programy na jednym kierunku. Przeprowadzimy transformację energetyczną i zbudujemy suwerenność cyfrową dając wszystkim obywatelom szansę członkostwa w instytucjach na lata.
Nowe instytucje spółdzielcze – w połączeniu z nową warstwą cyfrowej komunikacji – mogą wspierać się wzajemnie, tworząc obiegi wartości i kreując przestrzenie współpracy przy bardzo niskich kosztach krańcowych. Zamiast w kołowrocie algorytmicznej manipulacji BigTech, skierujemy cyfryzację na wzmocnienie instytucji wspólnotowych i promocję więzi międzyludzkich. To jedyna droga od atomizacji do regeneracji.
Musimy trzeźwo zauważyć, że młodsze pokolenie, nieobciążone sporem o transformację ustrojową, niesie ciężar odpowiedzialności za los Polski. Jeśli nie wykorzystamy tej szansy, środowiska wrogie Polsce będą podsycać antyunijne obsesje. Bez nowego modelu rozwoju hasła te trafią na podatny grunt stagnacji, problemów gospodarczych i frustracji społecznych. Jeśli chcemy, aby złoty wiek trwał, musimy rozpocząć pracę nad infrastrukturą społeczną dla Polski.
Jan Oleszczuk-Zygmuntowski, ekonomista i przedsiębiorca społeczny. Pracownik naukowy Akademii Leona Koźmińskiego. Współprzewodniczący Polskiej Sieci Ekonomii i dyrektor zarządzający CoopTech Hub, pierwszego w Polsce centrum technologii spółdzielczych.