W Stanach Zjednoczonych rozpoczęły się dwa formalne postępowania antymonopolowe, mające sprawdzić, czy czołowi gracze internetowi – Google i Facebook – nie nadużywają swojej silnej pozycji na rynku względem konkurencji. Agencja Reuters przedstawiła trzy scenariusze, którymi mogą potoczyć się te sprawy. O obu postępowaniach zrobiło się głośno na początku września. Wówczas to dwie niezależne grupy lokalnych prokuratorów stanowych poinformowały o formalnym rozpoczęciu dwóch postępowań antymonopolowych, prowadzonych przez Departament Sprawiedliwości oraz Federalna Komisję Handlu (FTC). Na razie postępowania dotyczą firm Google oraz Facebook, niewykluczone jednak, że urzędnicy z czasem pod lupę wezmą również koncerny Apple i Amazon. Warto dodać, że postulaty inicjatorów owych postępowań są dość radykalne. Niektórzy z prokuratorów wnioskują wręcz o podzielenie rzeczonych firm na kilka mniejszych podmiotów, co miałoby uniemożliwić im korzystanie z uprzywilejowanej pozycji do utrudniania życia konkurencji. Sprawie przyjrzeli się bliżej dziennikarze agencji Reuters. Twierdzą oni, że szanse na tak zdecydowanie reakcje władz są znikome – poparcie dla takiego rozwiązania jest w Waszyngtonie niewielkie, co może być ściśle związane z faktem, iż Google, Amazon oraz Faceboook są jednymi z bardziej aktywnych lobbystów. Tylko w 2018 roku firmy te wydały na lobbing - odpowiednio - 21, 14 oraz 12,6 mln USD. Sama operacja podzielenia któregoś z gigantów na mniejsze podmioty byłaby też niezwykle skomplikowana technicznie – rząd musiałby formalnie pozwać firmę, a następnie liczyć na uzyskanie wyroku nakazującego jej podział. Takie scenariusze ziszczają się wyjątkowo rzadko, aczkolwiek warto zaznaczyć, że w przeszłości precedensy już się wydarzyły - w ten sposób podzielono firmy Standard Oil oraz AT&T. Swego czasu rząd USA próbował zmusić do podziału również firmę Microsoft – i choć sąd pierwszej instancji zaaprobował to rozwiązanie, to jednak gigant z Redmond skutecznie się od tej decyzji odwołał. Drugim realnym scenariuszem wydaje się zmuszenie internetowych gigantów do zapłacenia ogromnych kar za działania ograniczające konkurencję, a także - skłonienie ich do zaprzestania monopolistycznych praktyk. To akurat wydaje się bardzo realne, ponieważ w przeszłości regulatorzy wielokrotnie wymierzali idące w setki milionów dolarów kary za takie przewinienia, zaś ukarane firmy skwapliwie godziły się na narzucane im ograniczenia w nadziei, że to pozwoli im zredukować wysokość ewentualnych kar finansowych. Tak było m.in. z Facebookiem, który zobowiązał się niedawno do wprowadzenia znaczących zmian w swoim mechanizmie ochrony prywatności użytkowników. Co istotne, ten scenariusz jest też po prostu stosunkowo łatwy do zrealizowania – mówimy tu bowiem o najwyżej wycenianych firmach na świecie, które każdego roku osiągają przychody liczone w miliardach dolarów. Trzecim możliwym wariantem jest forsowane m.in. przez amerykańskich demokratów zmuszenie pozwanych firm do... wsparcia ich konkurentów. Chodzi m.in. o stworzenie mechanizmów, które pozwolą użytkownikom w łatwy sposób przenosić swoje dane np. z Facebooka do innych serwisów o zbliżonym profilu. Ma to ułatwić start małym firmom i serwisom, które chciałyby tworzyć produkty o właściwościach zbliżonych do oferty internetowych gigantów, ale obecnie praktycznie nie mających szans na skuteczne konkurowanie z nimi. Warto dodać, że podobne rozwiązania rekomenduje również Unia Europejska – aczkolwiek ich krytycy zwracają uwagę, że samo zapewnienie możliwości przenoszenia danych pomiędzy serwisami nie jest skutecznym rozwiązaniem, które uzdrowi rynek i zagwarantuje zdrową konkurencję.