Quantum ComputingSztuczna inteligencjaBranża ITPolecane tematy
Cybersuwerenność możliwa dzięki technologiom kwantowym
Nikodem Bończa Tomaszewski, polski ekspert i top menedżer, broker technologii w Centrum Optycznych Technologii Kwantowych, działającym w ramach Centrum Nowych Technologii Uniwersytetu Warszawskiego, który był m.in. prezesem Exatel SA, dyrektorem Centralnego Ośrodka Informatyki i Narodowego Archiwum Cyfrowego, przedstawia potencjał naszej cybersuwerenności – model dostosowany do uwarunkowań, ograniczeń, ale i unikalnych możliwości Polski. Dziś szansą jest budowa polskiego sektora technologii kwantowych siłami naszego okrzepłego i poszukującego szans rozwoju sektora ICT oraz środowiska fizyków kwantowych, które jest na najwyższym poziomie światowym.

Czy da się sformułować krótką, bazową definicję cybersuwerenności, która byłaby użyteczna dla top menedżerów i decydentów strategicznych w firmach IT?
Do cybersuwerenności można podejść z dwóch stron. Pierwsza to podejście chińsko-amerykańskie, które sprowadza się do tego, że cybersuwerenność jest atrybutem państwa służącym do kontroli i nadzoru społeczeństwa. Chiny zbudowały ekstremalny system nadzoru, a Amerykanie poprzez NSA nadzorują globalnie cyberprzestrzeń.
Jednak w kontekście krajów takich jak Polska – które nie mają zasobów na budowę systemów nadzoru i mają zupełnie inne tradycje polityczne i społeczne – tak definicja jest cywilizacyjnie szkodliwa.
Proponuję inną definicję: cybersuwerenność to zdolność państwa do zapewnienia wolności i bezpieczeństwa obywatelom w cyberprzestrzeni. Analogicznie do naszej fizycznej rzeczywistości, np. na warszawskiej ulicy. Dziś, idąc ulicami miasta, mamy poczucie, że raczej nikt nas nie pobije, a jeśli coś się stanie, przyjdzie policja. Jednocześnie nie musimy nikogo informować o swoim przemieszczeniu się ani mieć przepustki, żeby przejechać między dzielnicami. Robimy, co nam się podoba i czujemy się bezpiecznie. To samo powinno dotyczyć cyberprzestrzeni.
Ustawiasz tę definicję w kontrze do suwerenności bazującej na zasobach i pozycji mocarstwowej USA czy Chin. Czy taka konkurencyjna wizja cybersuwerenności może współistnieć z tymi dwoma potężnymi konstruktami?
Kapitalizm i mocarstwowa polityka zawsze dążą do centralizacji, więc kraje średnie próbujące budować własną cybersuwerenność – na przykład w Azji Dalekiego Wschodu – znajdują się w strefie zgniotu.
Jednak wychodziłem z założenia, że branża IT to w istocie wojna o talenty. Tak jak w XIX wieku Bismarck budował potęgę Niemiec przez rozwój bazy przemysłowej, tak w XXI państwo, które przyciągnie najwięcej talentów, zorganizuje ich pracę, a następnie będzie umiało zmonetyzować jej efekty będzie na wygranej pozycji.
Dlaczego jeszcze jest na to szansa? Wynika to poniekąd z natury rynku cyfrowego. Każde dążenie do monopolizacji jest w IT nieustannie rozrywane przez kolejne technologiczne przełomy. Praktycznie co dekadę pojawia się coś nowego, co wywraca stary porządek.
Zatem nadzieja na kolejne przełomy technologiczne daje szansę takiemu modelowi cybersuwerenności – za każdym razem jest wówczas kwestionowane status quo i państwa średnie mogą dzięki innowacji obronić swoją niezależną pozycję?
Tak, tylko to zarazem i gigantyczna szansa, i ryzyko. Budowanie cybersuwerenności w latach 70., gdy PRL stworzył komputer Odra, było stosunkowo łatwiejsze. Gdy pojawił się komputer osobisty, również można było imitacyjnie nadrobić przepaść.
Natomiast jeśli nie nadążamy za cyfryzacją, jest coraz trudniej. Pamiętam rok 2007-2008, gdy uruchamialiśmy pierwsze serwisy Narodowego Archiwum Cyfrowego bardzo skromnymi środkami – kilkunastoosobowy zespół z budżetem półtora miliona złotych. Zbudowaliśmy startupową organizację wewnątrz państwa, uruchomiliśmy duży ruch w Internecie i zupełnie inaczej zarządzaliśmy informacją.
Szukaliśmy wzorców za granicą i okazało się, że w Europie praktycznie nie było archiwów cyfrowych takich jak polskie. Używałem tego jako Proof of Concept w rozmowach z decydentami: „Dajcie nam więcej pieniędzy, a staniemy się liderem”. Niestety to nie spotkało się z odzewem.
Trzy lata później Brytyjczycy zdecydowali się budować archiwum cyfrowe – pierwsza transza ich projektu wyniosła wiele milionów funtów. W dwa lata zbudowali infrastrukturę, ludzi i zasoby, które prześcignęły to, co osiągnęliśmy w Polsce.
Jest dziś taki obszar przełomowy, który de facto reprezentujesz. Jesteś brokerem technologii przy Centrum Optycznych Technologii Kwantowych, działasz w środowisku fizyków kwantowych. Polscy fizycy kwantowi wnieśli znaczący wkład w rozwój tej dziedziny. To byłby kolejny obszar potencjalnej suwerenności?
Zdecydowanie tak. Dziś dominujące w debacie publicznej AI to coś namacalnego – chyba wszyscy wiedzą, że Polacy w Ameryce uczestniczyli i uczestniczą w budowie podwalin kluczowych spółek. Ale z perspektywy naszej gospodarki to przegapiona szansa, beneficjentami tej rewolucji będą inni. Uważam, że niestety z dużym prawdopodobieństwem technologie kwantowe będą kolejną szansą, którą Polska może utracić.
Oby nie. Jaki to potencjał, co powinno się wydarzyć?
Polskie środowisko fizyków kwantowych składa się z szeregu bardzo mocnych ośrodków naukowo-badawczych na bezdyskusyjnie światowym poziomie. Osiągają efekt zwany brain gain – przyciągają talenty z zagranicy. Są zespoły, gdzie 90% stanowią cudzoziemcy. Wszystkie te ośrodki funkcjonują globalnie, językiem roboczym jest angielski, są światowo rozpoznawalni.
Gdyby państwo polskie zamiast kupować zagraniczne komputery kwantowe, które nie działają – bo jeszcze nie ma czegoś takiego jak działający zgodnie z teorią komputer kwantowy – i wydawać na to miliony złotych, włożyło te pieniądze w rozwój tych ośrodków, bylibyśmy w pierwszej piątce krajów rozwijających technologie kwantowe.
Moglibyśmy być liderami w obliczeniach kwantowych, szyfrowaniu, cyberbezpieczeństwie, komunikacji, metrologii kwantowej. Te ośrodki mogłyby stworzyć bazę pod całą gałąź przemysłu, a ich badania mogłyby być komercjalizowane przez polskie firmy. Mielibyśmy własne IP, a marżowość projektów zostawałaby po naszej stronie.
Taki rozwój wymaga współpracy nauki z sektorem ICT. Co jest potrzebne, by komercjalizować to własne IP i unikać kurczenia się marży na usługach opartych o zewnętrzną infrastrukturę
Z punktu widzenia przedsiębiorczości, bez silnego własnego sektora IT nie ma cybersuwerenności. To nie jest jak ze zbrojeniami, że kupimy więcej czołgów za miliardy złotych i będzie bezpiecznie. Im więcej technologii importujemy, tym bardziej osłabiamy cybersuwerenność. Im więcej pieniędzy inwestujemy we własne firmy i technologie, tym stajemy się mocniejsi.
Po drugie – jako prezes firmy telekomunikacyjnej widziałem, że bez własnego IP działalność usługowa w oparciu o kupowaną infrastrukturę prowadzi do systematycznego kurczenia się marż. Rynek jest coraz bardziej konkurencyjny. Jako kraj średniej wielkości nie wygramy z wielkimi graczami infrastrukturalnymi mającymi dostęp do ogromnych ilości tańszego kapitału.
Jak oceniasz potencjał współpracy środowiska naukowego z sektorem IT? Czy polski sektor ICT, który rośnie – według ITwiz Best 100 w 2024 roku osiągnął 25 miliardów dolarów, a po raz pierwszy ponad 50% stanowi sprzedaż usług – byłby gotowy na partnerstwo w obszarze technologii kwantowych?
Żeby ta współpraca mogła być nawiązana, potrzebni są brokerzy technologii – osoby zajmujące się transferem technologii, które są pomostem między środowiskiem naukowym a biznesem. Jest to potrzebne, bo te środowiska pracują w innym trybie, mają kompletnie inny mindset.
Po drugie, NCBiR musiałby zacząć funkcjonować jako organizacja z podejściem pro biznesowym. Procedury NCBiR powinny być nastawione na efektywność, transparentność oraz realizowane w ten sposób tworzyły przewidywalną przyszłość. Nie można na przykład oceniać grantu przez półtora roku, bo nikt nie zbuduje na tym business case’u. Podobnie z rozliczeniami i kontrolami, rezultat końcowy jest ważniejszy niż pedantyczne przestrzeganie procedur.
Po trzecie, jestem zwolennikiem liberalnego modelu zarządzania własnością intelektualną. Twórcy powinni mieć możliwie jak największą swobodę w dysponowaniu prawami autorskimi. W mojej ocenie liberalne podejście jest podstawą rozwoju przedsiębiorczości.

Jaka jest stawka tej gry dla środowiska naukowego i sektora ICT? Co się stanie, jeśli się nie zgrają na czas – nie zagrają razem?
Po prostu okienko możliwości się zamknie. Prawdopodobnie stanie się to po cichu, niezauważalnie, ponieważ polscy fizycy są bardzo mocno osadzeni w globalnych sieciach. W przypadku fizyki kwantowej, niezależnie od szczebla – magistrant, doktorant, postdoc czy profesor – przeniesienie się do zagranicznego ośrodka nie stanowi żadnego problemu. Dla naukowców zresztą motywatorem nie są pieniądze, ale możliwość prowadzenia badań. Ośrodki, które to zapewniają, uzyskują brain gain.
Nazywam to syndromem Marii Skłodowskiej-Curie. Uniwersytet Jagielloński nie chciał jej przyjąć, za to Sorbona zapewniła warunki do badań, które zapisały się w historii cywilizacji. Niestety, wciąż tkwimy w tym syndromie – polski naukowiec nie ma u nas warunków do rozwijania badań na odpowiednią skalę, choć spokojnie mógłby.
Dyskutowałem z fizykami, ile pieniędzy potrzebowaliby rocznie na 10-letni narodowy program kwantowy, żeby kwanty polskie nie żyły tylko z dotacji unijnych. Padła kwota 200-300 milionów złotych rocznie. Wydaje mi się to bardzo umiarkowaną kwotą, ale moi rozmówcy powiedzieli: „To wielka kwota, państwo tyle nie da”.
Odpowiedziałem: „W Ministerstwie Rolnictwa był program nazywany przez rolników Locha Plus – 500 milionów złotych rocznie, żeby maciory się lepiej prosiły. Jeżeli państwo polskie dofinansowuje ważną technologię rolniczą z epoki późnego neolitu, to 200-300 milionów na technologie kwantowe nie powinno być większą ekstrawagancją”.
Wróćmy na chwilę do perspektyw sektora ICT, skoro tu także dobre czasy mogą się skończyć – dlaczego karierę robi pojęcie cybersuwerenności?
Zagrożenia, które wiszą nad Polską spowodowały istotną mobilizację społeczną. To się przekłada na myślenie naszych przedsiębiorców, którzy dostrzegli zagrożenia związane z przerwaniem łańcuchów dostaw, nierównością podatkową czy nieobliczalnymi czynnikami geopolitycznymi takim jak nowe polityki celne. Ale samo mówienie o cybersuwerenności czy szerzej o suwerenności technologicznej niewiele wnosi jeśli nie idą za tym konkretne działania.
Rozmowa odbyła się podczas spotkania CXO HUB „Cybersuwerenność w warunkach dominacji cloud i ekspansji AI”, zorganizowanego we współpracy z OVH Cloud.







