Do niedawna, wydawało się że to dwa różne światy. Światy o różnej prędkości, różnych zakresach i nie stykające się ze sobą. Ten pierwszy, technologiczny, zmienia się bardzo szybko przez ostatnie lata. A ostatnie miesiące, kwartały pandemiczne to transformacja w tempie turbo, która w dodatku wydaje się, że tylko przyspiesza. Tu dekada to wieczność. Tymczasem w rozwoju miasta, aby zaobserwować zjawiska, trendy czy zależności 10 lat może nie wystarczyć. Czasem trzeba poczekać dłużej, aby mieć pewność, że coś co nam się wydaje, w rzeczywistości ma miejsce. Miasto to ludzie, zwyczaje, styl życia, kultura…
W tym porównaniu tempa zmian nie byłoby nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że od jakiegoś czasu te światy zaczęły się przenikać, współpracować, a wręcz łączyć i wzmacniać. Powstał termin Smart City, który pierwotnie był synonimem miasta korzystającego pełnymi garściami z tego, co daje technologia, czasami zapominając że najważniejsza jest wartość dla użytkowników miast.
Pojęcie stało się tak popularne, że miasta zaczęły się ścigać, które będzie bardziej smart, jakie nowe gadżety będzie można pokazać jako symbol zaawansowania technologicznego. I jak to w takich wyścigach bywa, ważniejsze stało się kogo wyprzedziliśmy niż dokąd i po co biegniemy. Oczkiem w głowie miejskich włodarzy stało się używanie technologii. Na plan dalszy zeszło, kto z niej będzie korzystał i jaką wartość wniosą one do życia przeciętnego mieszkańca.
Miasto to ludzie i ich relacje
Zdaniem José Blandon Figueroa, burmistrza Panamy, Smart City to miasto, które potrafi rozwiązywać zwykłe problemy mieszkańców. Oczywiście technologia pomaga zmierzyć się z wieloma z nich, ale nigdy nie powinna zaciemniać obrazu tego, co rzeczywiście jest do osiągnięcia. A chodzi – „zwyczajnie i niezwyczajnie” – o jakość życia, więzi między mieszkańcami, ciągłą zmianę i adaptowalność na nowe zjawiska.
W tym miejscu warto zastanowić się również nad tym, czym jest miasto. Definicje można mnożyć, ale najcelniejsze są te, które na pierwszym planie stawiają ludzi. Chciałoby się powiedzieć: miasto to ludzie i ich relacje. Jeśli przyjmiemy taki punkt widzenia, przekształcanie miasta w smart stanie się jeszcze bardziej wielowątkowe. Bo ludzie czasem – tak, jak miasta – potrzebują do zmiany dużo więcej czasu niż technologia. A czasem zmieniają się tak szybko, że technologia nie jest w stanie nadążyć.
Komplet usług dostępnych w zasięgu w 15 minut
Koncentracja na mieszkańcu to jest właśnie ta perspektywa jaką obecnie powinniśmy zdefiniować jako Smart City. Zatem miasto powinno reagować na zmieniającego się człowieka, trendy, zjawiska społeczne i wyważyć nasze skupienie w stosunku do zmieniających się technologii. Ostatnie miesiące pokazały, jak wielkie wielki wpływ na miasta mają ludzkie zachowania. COVID i powszechność home office, a nawet „work from anywhere” wymusiła konieczność redefiniowania funkcji miast.
Coraz większą popularność zyskuje koncepcja miast 15-minutowych. Chodzi o to, by tak skonstruować miejską tkankę, aby usługi zaspokajające większość ludzkich potrzeb znajdowały się w odległości 15 minut. Dlatego dzisiaj nie wystarcza już jeden wielki park w mieście, do którego dostanie się zajmie nam godzinę. Dzisiaj chcemy choć namiastkę tego co on daje, ale u siebie pod oknami.
Czy w czasie tego ponad roku technologie zmieniły się tak bardzo jak ludzkie zachowania? Nie. Z pewnością nasiliły się zjawiska które dotychczas były uznawane jako sygnały z… przyszłości. Życie w miastach jest dziś zupełnie inne. Zamknięci w czterech kątach odważniej sięgnęliśmy po rozwiązania, które wcześniej widzieliśmy w najbardziej progresywnych miastach na świecie eksperymentujących na co dzień z nowościami czy nawet w filmach sci-fi. Żądamy więcej funkcji w miejscu zamieszkania niż w miejscu pracy. Jeszcze dwa lata temu było nam wszystko jedno czy restauracja, fryzjer czy pralnia były w centrum, gdzie pracujemy, czy na osiedlu, gdzie mieszkamy. Dzisiaj patrzymy na to już zupełnie inaczej.
Na potrzeby te odpowiada zyskująca coraz większą popularność koncepcja miast 15-minutowych. Chodzi o to, by tak skonstruować miejską tkankę, aby usługi zaspokajające większość ludzkich potrzeb znajdowały się w odległości 15 minut. Dlatego dzisiaj nie wystarcza już jeden wielki park w mieście, do którego dostanie się zajmie nam godzinę. Dzisiaj chcemy choć namiastkę tego co on daje, ale u siebie pod oknami.
Kreatywność x działanie
Dlatego dziś wielkie osiedla, takie jak te, budowane w latach 70. nie sprawdzą się. Koncepcja “sypialni miasta” nie przetrwała próby czasu. Dziś zamiast nich powstają osiedla społeczne, które nie tylko dają dach nad głową, ale również zapewniają mieszkańcom dostęp najważniejszych usług i budują poczucie społeczności.
Powiem więcej, dają mieszkańcom możliwość kształtowania tych usług według swoich potrzeb. I tak, zamiast klubu lokatorskiego, powstaje biuro coworkingowe, z którego chętnie korzystają ci, uwięzieni przez zamknięcie klasycznych biur, ale potrzebujący żywego kontaktu z drugim człowiekiem. Zarządcy takich osiedli dają mieszkańcom do dyspozycji coś w rodzaju budżetu obywatelskiego, pozwalając zmieniać przestrzeń według rzeczywistych, a nie domniemanych potrzeb.
Koncepcja “sypialni miasta” nie przetrwała próby czasu. Dziś zamiast nich powstają osiedla społeczne, które nie tylko dają dach nad głową, ale również zapewniają mieszkańcom dostęp najważniejszych usług i budują poczucie społeczności. Powiem więcej, dają mieszkańcom możliwość kształtowania tych usług według swoich potrzeb. I tak, zamiast klubu lokatorskiego, powstaje np. biuro coworkingowe.
Miasto smart to miasto kreatywne. Ale co to właściwie znaczy? Znów możemy bez końca taplać się w bezkresie budowania definicji. Dla mnie definicja innowacji jest prosta: to kreatywność razy działanie. Jeśli się będziemy jej przez chwilę trzymali zrozumiemy, że nie da się zbudować innowacyjnego miasta, jeśli nie zostawi się mieszkańcom przestrzeni na działanie. Powstały laboratoria miejskie, powstały eksperymenty tworzone przez miasta podczas pandemii po to, aby na szybko przetestować idee które pomogły nam zafunkcjonować w nowej rzeczywistości.
Architektura zawsze niedokończona
Wróćmy jeszcze do procesu budowania miasta. Od pomysłu, do momentu, gdy budynek stoi i można go podziwiać może upłynąć kilka lat, a nawet dekada. W niektórych obszarach, zwłaszcza technologicznych, to wieczność. Dlatego bardzo ważne jest, aby projektanci i architekci w pomysłach wybiegali daleko w przyszłość i odważnie sięgali do sygnałów z przyszłości. Zarówno technicznych jak i społecznych. „W pewien sposób architektura zawsze jest niedokończona. Nawet jeśli budynki już stoją. Bo właśnie wtedy otrzymują one swoje życie. Stają się elementem nowej dynamiki, a ona zależy od tego, jak zajmowane, wykorzystywane i jak się o nich myśli” – uważa Daniel Libeskind, jeden z najsłynniejszych, współczesnych architektów.
W tym ujęciu miasto jest tworem. Tworem, którego wartość dla mieszkańców zależy od ciągłego dopasowywania się i budowania poprzez eksperymenty nowych rozwiązań zarówno technicznych, jak i społecznych. Jako element innowacji musimy przyjąć, że możemy popełniać błędy, ciągle się uczyć i od nowa wdrażać kolejne pomysły. Proces ten nie ma początku ani końca. Będzie toczył się tak długo, jak ludzie będą mieszkali w miastach. Różnica między nimi będzie jedynie taka, że część zacznie odważnie wyznaczała trendy, tworząc miasta odporne, elastyczne i współtworzone. Mam nadzieję również… szczęśliwe.
Przemysław Zakrzewski, dyrektor Korporacyjnego Centrum Technologii, ABB
Waldemar Olbryk, CEO, Archicom