RynekPolecane tematy

Polskie firmy w Dolinie Krzemowej i opis ich drogi do Silicon Valley

Dolina Krzemowa to marzenie wielu start-upów. Dla rozwoju wielu z nich stanowi konieczność. W momencie jednak, gdy w przedsiębiorstwo inwestują amerykańskie fundusze niemal obligatoryjne staje się przeniesienie spółki do Stanów Zjednoczonych. To wielkie wyzwanie, ale i szansa, ponieważ Kalifornia wciąż pozostaje najważniejszym miejscem dla rozwoju firm technologicznych.

[interaction id=”56ebdca8d34d2f9b2e3b2d59″]

Silicon Valley to siedziba takich firm, jak Adobe, Apple, Google, Hewlett-Packard, Intel, Oracle, Facebook, Cisco i wielu, wielu innych. Wartość każdej z nich wyceniana jest na dziesiątki, setki miliardów dolarów. Kalifornia to ostatnio także miejsce, w których działają start-upy wywodzące się z Polski.

Coraz więcej polskich firm w Kalifornii

Swoje „kwatery główne” mają tutaj np.: UXPin – platforma dla twórców interfejsów graficznych; Inteliclinic – twórcy opaski do poprawy jakości snu, projektu, który stał się hitem serwisu Kickstarter; Growbots – platforma do automatyzacji sprzedaży; SeedLabs – zajmujący się internetem rzeczy; Yonita – tworząca rozwiązania z zakresu bezpieczeństwa. Również w Stanach Zjednoczonych zarejestrowane są polskie firmy specjalizujące się w beaconach – Estiomote oraz Kontakt.io. Przedsiębiorcy, którzy znajdują wsparcie ze strony amerykańskich inwestorów, najczęściej decydują się na założenie spółki w USA. Po pierwsze, dlatego że wymagają tego od nich partnerzy – fundusze venture capital. Po drugie, dlatego że to miejsce daje im zupełnie nowe możliwości. Droga do Doliny Krzemowej zaczyna się jednak zwykle w Polsce.

Dla wielu młodych ludzi, interesujących się nowymi technologiami, plan na życie wydaje się dość prosty: stworzyć drugiego Facebooka, pozyskać miliardy z dofinansowania i pławić się w luksusie. Zresztą podobnie myślą w większości inwestorzy. Im również marzy się odkrycie „Game Changera”, kolejnego Apple’a czy Ubera. Fundusze z Sand Hill Road szukają właśnie takich „jednorożców”. Amerykański sen jest możliwy, ale zazwyczaj wygląda nieco inaczej. Dla przedsiębiorców jest to niezwykle ciężka praca i stworzenie produktu silnego, ale nie wielkiego. Inwestorzy zaś muszą zadowolić się spółkami, których potencjalna wycena sięga ok. miliarda dolarów. To wciąż sporo, ale znacznie mniej od wycen gigantów technologicznych.

Przedsiębiorcy, którzy znajdują wsparcie ze strony amerykańskich inwestorów, najczęściej decydują się na założenie spółki w USA. Po pierwsze, dlatego że wymagają tego od nich partnerzy – fundusze venture capital. Po drugie, dlatego że to miejsce daje im zupełnie nowe możliwości. Droga do Doliny Krzemowej zaczyna się jednak zwykle w Polsce.

Przede wszystkim sam pomysł to za mało, aby go sprzedać, i o tym trzeba pamiętać. W większości przypadków, by móc zacząć się liczyć w oczach inwestorów, trzeba mieć czym się pochwalić. Dla funduszy kluczowa jest dynamika wzrostu. Nie ma dla nich tak dużego znaczenia liczba aktywnych użytkowników czy osiągnięty poziom przychodów. Liczy się czas, w jakim start-up doszedł do tego. Poza tym niezwykle ważny jest zespół. Często inwestuje się nie w pomysł, a ludzi, którzy są w stanie go zrealizować. „Inwestorzy chcą usłyszeć spójną pasjonującą historię problemu, który rozwiązujesz, wizję tego, co zamierzasz osiągnąć, i plan, jak to zrobić. Dużym wyzwaniem jest rzetelne oszacowanie wielkości rynku i części, którą zamierzasz zdobyć. Granica pomiędzy czymś namacalnym, możliwym do osiągnięcia, a niczym nieuzasadnionym optymizmem jest tu często bardzo cienka” – mówi Marcin Kowalski CFO UXpin.

Jak skontaktować się z partnerami w Krzemowej Dolinie

Szczęściu trzeba pomóc, i można to zrobić już w Polsce, uczęszczając na spotkania z przedstawicielami z Doliny Krzemowej, czy też te, zrzeszające branże start-upową w naszym kraju. Jednym z takich cykli spotkań jest Open Reaktor, odbywający się co miesiąc w przestrzeni co-workingowej na Warszawskim Żoliborzu. Kilka razy w roku pojawiają się tam osoby z Doliny Krzemowej. W ostatnim czasie był to Simon Cross – Community Manager Facebooka; Paul Bragiel – inwestor i doradca w Uber; Marvin Liao – z 500 Startups, czy też  Augie Rakow – amerykański prawnik zajmujący się start-upami.

Jak żartobliwie zaznacza Borys Musielak, jeden z twórców Open Reaktora – mający doświadczenie z funduszami także z Polski, Niemiec i Wielkiej Brytanii – pojawienie się na spotkaniu dla jednych może być okazją, aby w dobrym towarzystwie „strzelić sobie piwko i zjeść pizzę”. „Dla twojej kariery liczy się jednak to, co robisz na spotkaniu, z kim rozmawiasz i jak zdobyte znajomości wykorzystujesz” – dodaje. Obok inicjatyw samej branży istnieją też projekty rządowe, mające wspierać polskich przedsiębiorców w dążeniu do międzynarodowego biznesu.

W latach 2013-2015 w ramach Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości funkcjonował projekt Polski Most Krzemowy, dzięki któremu 29 polskich start-upów podpisało 24 umowy z partnerami i klientami w trakcie pobytu w Dolinie Krzemowej. Kolejne rozmowy trwają. Aż 5 beneficjentów tego programu zarejestrowało działalność w Stanach Zjednoczonych.

Historia jednej przeprowadzki znad Wisły do Silicon Valley

„Dostęp do wiedzy i ludzi to jest to, co przyciągnęło nas do Krzemowej Doliny. Jest to zagłębie firm, które odniosły sukces, i prawdziwa kopalnia wiedzy na temat budowania i skalowania biznesu. Część tej wiedzy można znaleźć w internecie, ale co innego siedzieć w jakimś miłym zakątku Europy i czytać bloga, a co innego spotkać się i porozmawiać z tymi, którzy sukcesu doświadczyli osobiście. A jeszcze co innego zatrudnić ich, bo wówczas pełną parą zaczynają pracować na sukces naszej firmy” – mówi Marcin Kowalski o motywach przeniesienia firmy do Stanów Zjednoczonych i procesie pozyskiwania kontaktów na miejscu.

Polskie firmy w Dolinie Krzemowej i opis ich drogi do Silicon Valley

Dostęp do wiedzy i ludzi to jest to, co przyciągnęło nas do Krzemowej Doliny. Jest to zagłębie firm, które odniosły sukces, i prawdziwa kopalnia wiedzy na temat budowania i skalowania biznesu. Część tej wiedzy można znaleźć w internecie, ale co innego siedzieć w jakimś miłym zakątku Europy i czytać bloga, a co innego spotkać się i porozmawiać z tymi, którzy sukcesu doświadczyli osobiście. A jeszcze co innego zatrudnić ich, bo wówczas pełną parą zaczynają pracować na sukces naszej firmy – mówi Marcin Kowalski, CFO UXPin.

„Ale może powinienem zacząć od początku. Lecąc z Europy do Doliny Krzemowej w poszukiwaniu finansowania, startujesz od podstaw. Jesteś anonimową postacią, która pojawiła się niewiadomo skąd i nie ma wokół nikogo, kto mógłby za Ciebie poręczyć, zweryfikować Twoją wiarygodność. Aby spotkać się z ciekawymi ludźmi, dostać się na rozmowy do większych funduszy inwestycyjnych, musisz zbudować sobie ‚network’ – a to wymaga czasu i nawiązania relacji międzyludzkich. I znów – jak wspomniałem wyżej – o ile dostęp do informacji możliwy jest z dowolnego miejsca na świecie, o tyle relacje tego typu trudno zbudować zdalnie” – opowiada Marcin Kowalski.

A te relacje i network przekładają się później na każdy, najdrobniejszy aspekt biznesu. Szukając pracowników, najlepszych kandydatów zatrudnia się z reguły z polecenia. Podobnie działa to z kolejnymi rundami inwestycji. Oczywiście, najważniejsze w każdej rundzie są czynniki ekonomiczne, ale posiadanie istniejących już relacji z funduszami ułatwia przystąpienie do rozmów o kolejnych rundach inwestycyjnych.

„W naszym przypadku był jeszcze jeden powód decyzji o założeniu biura w Krzemowej Dolinie – bliskość klientów. Około 60% z nich pochodzi ze Stanów Zjednoczonych, z czego blisko połowa ma siedzibę w promieniu kilkunastu kilometrów od naszego biura w Mountain View” – mówi współzałożyciel UXPin.

Myśląc o biznesie w królestwie start-up’ów, trzeba mieć na uwadze również wady i zagrożenia, jakie niesie to miejsce. Przede wszystkim liczyć się trzeba z wysokimi kosztami życia. Te często są nie tylko znacznie wyższe niż w Polsce, ale także wyższe niż w pozostałych miastach w USA. Dolina Krzemowa to olbrzymia konkurencja na rynku pracy, co utrudnia pozyskiwanie wartościowych pracowników, a atmosfera panująca wokół nie sprzyja skupieniu się na rozwoju produktu. Dlatego coraz więcej firm decyduje się na otworzenie biura w innej części Stanów Zjednoczonych lub pozostanie w Europie. Co też ma plusy, ponieważ dzięki temu tworzą się społeczności przedsiębiorców także w innych miejscach na świecie. Część z firm – jak Estimote – ma centralę w USA, ale już dział R&D np. w Krakowie, skąd firma ta się wywodzi.

Mamy inwestora i co dalej?

Inwestycja funduszu poprzedzona jest podpisaniem umowy wstępnej (term sheet), która reguluje wszelkie kluczowe kwestie transakcji. Dla inwestorów niezwykle ważne jest, aby spółka, w którą inwestują, została założona w Stanach Zjednoczonych (choć zdarzają się wyjątki), miała przejrzystą strukturę i uregulowane kwestie własności intelektualnej.

29 polskich start-upów podpisało 24 umowy z partnerami i klientami w trakcie pobytu w latach 2013-2015 w Dolinie Krzemowej w ramach projektu Polski Most Krzemowy Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości. Kolejne rozmowy trwają. Aż 5 beneficjentów tego programu zarejestrowało działalność w Stanach Zjednoczonych.

Jak ważna jest czysta sytuacja odnośnie do własności intelektualnej, pokazuje historia Facebooka i batalia prawna, jaką toczył Mark Zuckerberg z braćmi Winklevoss. Marcin Kowalski zaznacza, że inwestorzy będą chcieli mieć pewność, że założyciele i kluczowy personel są dostatecznie zmotywowani i mają w spółce adekwatną ilość udziałów. Przykładowo: spółka, która zbyt dużo udziałów oddała inwestorom w pierwszej rundzie – pozostawiając CEO z minimalną ilością udziałów – może być firmą, w którą nie ma możliwości zainwestowania. Dodatkowym elementem jest tzw. option pool, czyli pula opcji zarezerwowanych dla kluczowych pracowników. Zazwyczaj fundusze pierwszych rund inwestycyjnych oczekują minimum 10-15% udziałów zarezerwowanych w tej puli dla przyszłych pracowników. Kolejnym etapem jest proces due dilligence, którego głównym celem jest sprawdzenie kondycji finansowej i prawnej spółki.

Marcin Kowalski zapytany o to, na kogo można liczyć podczas procesu przenoszenia firmy do Stanów Zjednoczonych, szczerze i krótko odpowiada: „Wyłącznie na siebie i dobrych prawników”. „Legendarnie wysokie ceny prawników w USA niestety są faktem, ale posiadanie sprawdzonej firmy prawniczej – zwłaszcza gdy finalizuje się pierwszą rundę inwestycyjną – jest absolutną podstawą. Dobry prawnik rozumie oczekiwania inwestorów i od początku będzie przygotowywał dokumenty z myślą o rundzie inwestycyjnej. To bardzo ułatwia później formalną część procesu inwestycji i pozwala skupić się na najważniejszych częściach procesu, zamiast borykać się z odkręcaniem wcześniejszych błędów” – dodaje.

Wynagrodzenie prawników w Stanach Zjednoczonych waha się od 400 USD nawet do 1200 USD za godzinę pracy – w zależności od kancelarii i stanowiska. Najwyżej opłacani są partnerzy, którzy najczęściej pracują w tandemie z prawnikami z mniejszym stażem. W tym przypadku to ci drudzy wykonują większość pracy, co pozwala nieco zmniejszyć koszty. Nie zmienia to faktu, że koszt prawny rundy inwestycyjnej sięga zazwyczaj kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu tysięcy USD.

Dobrym przykładem jest traktowanie amerykańskich spółek typu LLC (Limited Liability Company) wprost jako odpowiednika polskiej spółki z ograniczoną odpowiedzialnością. Niemniej konstrukcja prawna obu spółek jest nieco inna. Choć tego typu działalność przypomina nasze z o.o., jest jednak inaczej opodatkowana i niesie wiele dodatkowych komplikacji, w tym także problemy z możliwością inwestycji ze strony funduszy. Takie błędy kosztują sporo stresu i pieniędzy. Jest to pułapka, w którą niektórzy wpadają, choć niekoniecznie coś powszechnego.

Pozyskanie inwestora stawia dodatkowe wymogi co do dalszej działalności firmy. Oczywiście przede wszystkim fundusze będą chciały, aby nasz start-up „dowoził” wyniki i dynamicznie się rozwijał. Umowy inwestycyjne gwarantują prawo do kontroli działalności spółki oraz możliwość powołania własnego dyrektora przez głównych inwestorów. Dzięki temu fundusze mają pełny obraz tego, co dzieje się w spółce. Często wśród wymagań znajduje się też konieczność przygotowywania raportów kwartalnych o z góry określonym formacie.

CFO w UXPin zwraca uwagę na jeszcze inne zalety posiadania dobrej firmy prawniczej w Stanach Zjednoczonych. „Jeden z naszych najważniejszych inwestorów spotkał się z nami z polecenia naszego prawnika. Spotkałem się też z sytuacją, w której inwestor podpisał dokumenty inwestycyjne praktycznie bez ich czytania. Stwierdził, że dla niego najważniejszy jest term sheet, a skoro dokumenty przygotowała kancelaria o doskonałej reputacji, to nie ma wątpliwości, że całość dokumentów jest bez zarzutu” – opowiada.

Do całego procesu należy się starannie przygotować i zdobyć niezbędną wiedzę. Mimo że założenie spółki w Stanach Zjednoczonych jest proste i można zrobić to nawet samemu, to jednak lepiej skorzystać z doświadczonych doradców i wyspecjalizowanych prawników. Zanim przystąpimy do współpracy, warto zaczerpnąć wiedzy z takich książek,  jak „Venture Deals” Barda Felda. Warto też czytać blogi funduszy inwestycyjnych, np. Andreessen Horowitz (a16z.com) czy First Round Review (firstround.com).

Pozyskanie inwestora stawia także dodatkowe wymogi co do dalszej działalności firmy. Oczywiście przede wszystkim fundusze będą chciały, aby nasz start-up „dowoził” wyniki i dynamicznie się rozwijał. Umowy inwestycyjne gwarantują prawo do kontroli działalności spółki oraz możliwość powołania własnego dyrektora przez głównych inwestorów. Dzięki temu fundusze mają pełny obraz tego, co dzieje się w spółce. Często wśród wymagań znajduje się też konieczność przygotowywania raportów kwartalnych o z góry określonym formacie. Przykładowo: UXPin wysyła do wszystkich inwestorów dodatkowe raporty miesięczne. Ma to na celu poprawić obieg informacji i zminimalizować pojedyncze zapytania na temat sytuacji w spółce, co oszczędza czas osobom odpowiedzialnym za kondycję firmy.

Aby móc zacząć się liczyć w oczach inwestorów, trzeba mieć czym się pochwalić. Dla funduszy kluczowa jest dynamika wzrostu. Nie ma dla nich tak wielkiego znaczenia liczba aktywnych użytkowników czy osiągnięty poziom przychodów. Liczy się czas, w jakim start-up doszedł do tego. Poza tym niezwykle ważny jest zespół. Często inwestuje się nie w pomysł, a ludzi, którzy są w stanie go zrealizować.

Silicon Valley czeka na kolejne start-upy

Droga do Doliny Krzemowej nie należy do najprostszych, ale dla wielu przedsiębiorstw jest otwarciem dalszego rozwoju i możliwością osiągnięcia gigantycznego sukcesu. Przede wszystkim nie jest to ścieżka niemożliwa, za to w wielu przypadkach konieczna, gdy w firmę inwestują amerykańskie fundusze venture capital. To również szansa na poznanie nowych partnerów, pozyskanie wartościowych pracowników, czy zdobycie klientów. Proces założenia firmy i jej prowadzenia ułatwiają wyspecjalizowani prawnicy i doradcy. Myśląc poważnie o kolejnych rundach inwestowania, warto z nich skorzystać, jednocześnie samemu pozyskując odpowiednią dawkę wiedzy na temat inwestycji w start-upy. Najlepszym dowodem na udane inwestycje w Dolinie Krzemowej są polskie firmy już tam działające.

Tagi

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *