CRU BOURGEOIS. WYTRAWNA BIBLIOTEKA JAROMIRA PELCZARSKIEGO

Dziennik zapowiedzianej katastrofy

Tak naprawdę nie wiemy, kiedy nastąpił ten moment, gdy wszystko zaczęło iść w złym kierunku. Niektórzy twierdzą, że z początkiem lat 80-tych ubiegłego stulecia. Inni, że zdecydowanie wcześniej, a w tamtym okresie po prostu zaczęliśmy odczuwać pierwsze oznaki trudnej do powstrzymania zmiany. Medialnie temat zaistniał na poważnie chyba dopiero wtedy, gdy zaczął o nim mówić Al Gore. Później była równie mocna, jednak trochę niedoceniona książka buntowniczej jak zawsze Naomi Klein, pod sugestywnym tytułem „It changes everything”.

Równocześnie wątek ten zauważyli kreatorzy X muzy. Post-apokaliptyczne obrazy z „Łowcy androidów” i „Wodnego świata” nie odbiegały znacząco od przesłania „Niewygodnej prawdy” byłego wiceprezydenta, jednak to ostatnie dzieło było oparte na faktach. Nie pozostawiało również złudzeń – pomału, ale jednostajnie i coraz skuteczniej zabijamy naszą planetę.

51 mld ton gazów cieplarnianych rocznie

Gdy dowiedziałem się, że kwestię kryzysu klimatycznego zamierza również opisać w swojej nowej książce Bill Gates, przyznaję, że poczułem ekscytację. Efekt ten wzmógł się, gdy do mediów trafiła zapowiedź tytułu, ponieważ wynikało z niego, że jedna z najbardziej oczytanych osób naszych czasów może mieć rozwiązanie egzystencjalnej dla nas sprawy.

Autora nie trzeba chyba specjalnie przedstawiać. Bez wątpienia należy do tych liderów, którzy nie tylko dokonali fundamentalnych zmian w technologiach komputerowych, ale przede wszystkim wpłynęli na rozwój naszej kultury, gospodarki i społeczeństwa. Jeżeli możemy powiedzieć, że Steve Jobs stworzył komputer osobisty jako urządzenie przyjazne i piękne, to Gates uczynił go funkcjonalnym i powszechnym. Dla mnie Bill zawsze pozostanie ikoną, więc zachęcony zapowiedziami w różnych mediach, z tym większym napięciem wyczekiwałem premiery „Jak ocalić świat od katastrofy klimatycznej. Rozwiązania, które już mamy, zmiany, jakich potrzebujemy”.

Nastąpił ten dzień. Księgarnia. Szybki powrót. Ulubione miejsce. Muzyka w tle. Zaczynam. Zanurzam się w obszar przemyśleń intelektualisty i eksperta, który powie mi, jak według niego ocalić świat.

Główny wątek, wokół którego Gates buduje swoje przesłanie to 51 mld ton gazów cieplarnianych rocznie, które wg niego musimy sprowadzić do zera, abyśmy mogli kontynuować naszą ewolucję na trzeciej planecie od Słońca. A ponieważ plany masowej przeprowadzki do innego miejsca, nad którymi usilnie pracuje Elon, kolega autora, nadal są w fazie testów akceptacyjnych, działania trzeba podjąć niezwłocznie. Czytam więc w pełnym skupieniu i… bardzo szybko pojawia się refleksja – czy na pewno znajdę tutaj tytułowe „rozwiązania”?

Co zrobić, aby uratować Ziemię?

Mijały bowiem kolejne strony, a w mojej głowie rodziło się poczucie, że właściwie jestem w trakcie lektury swego rodzaju dziennika podróży i notatnika intelektualnych wyzwań autora, a nie kompendium wiedzy wspierającej tytułową tezę. Przyznam też, że szybko pojawiło się pytanie: kto ma być odbiorcą tej książki? Nie wiem, o kim myślał autor tworząc koncepcję narracji, ponieważ dla mnie jest tutaj bardzo niespójny przekaz. Gates albo tłumaczy rzeczy dość oczywiste („gdy wzrasta średnia temperatura, z powierzchni Ziemi wyparowuje więcej wody”) albo komunikuje zależności, których wpływ na całość pozostaje zagadką („kiedy cząsteczka metanu trafi do atmosfery, ogrzewa ją 120 razy bardziej. Ale metan nie pozostaje tam tak długo, jak dwutlenek węgla”). Raczej nie pisze też do fizyków („megawat to milion watów, a wat to inaczej dżul na sekundę”), jak również nie do adeptów różnych wydziałów związanych z IT („…sposoby tworzenia wciąż mniejszych tranzystorów [drobnych elementów, które napędzają komputer]”).

Nawet jeżeli odrzucimy kwestie językowe – wszakże autor nie pretenduje do nagrody Pulitzera, to cała treść, argumentacja, jak również kontekst przytoczonych przykładów wprawiają mnie w pewne zakłopotanie. Z jednej strony książka wydaje się mieć uporządkowaną strukturę, a wydźwięk kolejnych rozdziałów zapowiada konkretne przesłania (rozwiązania). Z drugiej jednak, zagłębiając się w poszczególne obszary, więcej dowiadujemy się o podróżach Billa, jego spotkaniach z przywódcami państw, co czytał, co go interesuje i czego się nauczył, ale niewiele o konkretnych metodach „które już znamy” i trzeba je zaadaptować. Gates podnosi ważne kwestie, ale nie daje nam obiecanych przez siebie w tytule „rozwiązań” – przytacza kolejne hipotezy i … jeszcze kolejne tematy do rozwiązania.

Osobisty off-set dla śladu węglowego

Dziennik zapowiedzianej katastrofyNie chciałbym jednak być zrozumiany, że uważam tę książkę za niepotrzebną. Wręcz przeciwnie – dobrze, że jest. Chwała Gatesowi za jasny komunikat w sprawie wpływu produkcji mięsa na efekt cieplarniany i zaadresowanie problemu marnotrawstwa jedzenia. Bardzo pozytywnie odebrałem jego stanowisko w sprawie plastiku, nie poddające się poprawności politycznej i negowaniu co do zasady tego, jak pisze „niesamowitego materiału”. To chyba pierwszy taki głos od czasu zeszłorocznego wystąpienia Virginie Helias, wiceszefowej ds. zrównoważonego rozwoju Procter&Gamble, która jasno powiedziała: „Plastik jako materiał sam w sobie nie powinien być wrogiem publicznym numer jeden. Problemem staje się wtedy, kiedy wypada z obiegu i trafia do oceanów.”

W tym samym kontekście cieszy mnie również odwaga Gatesa, który pokazuje, że nie wszystkie kraje mają tak dobrą sytuację do odnawialnych źródeł energii jak Stany Zjednoczone oraz podkreślenie, że „energia atomowa nowej generacji nie jest zła”. Odnosząc się do krytyków, opierających swoje krucjaty przeciwko elektrowniom jądrowym na tragicznych przykładach z niezbyt odległych wydarzeń, bez emocji stwierdza: „do tych katastrof doprowadziły realne problemy, ale zamiast zacząć pracę nad poszukiwaniem ich rozwiązań, przestaliśmy podejmować próby doskonalenia się na tym polu”.

Muszę jednak podkreślić, że jest w tej książce kilka wątków, które były dla mnie szczególnie problematyczne. Pierwszy to argumentacja autora, jednego z najbogatszych ludzi świata, dotycząca jego osobistego off-setu dla śladu węglowego, jaki sam zostawia. Jak napisał „w 2021 zamierzam udzielić pełnego zadośćuczynienia finansowego za emisje lotnicze mojej rodziny”. Czy rzeczywiście rozwiązaniem jest danina na rzecz lepszego działania, a nie lepsze działanie? Czy nie lepiej ograniczyć prywatny transport lotniczy bądź korzystać z linii kursowych? Dla mnie, tak zaprezentowane stanowisko nie odbiega zbytnio od koncepcji „kontynuujemy rozwój elektrowni węglowych, ale dla spokoju sadzimy więcej drzew”. Komunikowanie tej postawy przez Billa w swojej książce jest dla mnie tym samym, co publikowanie przez wiele znanych osób na forach mediów społecznościowych kolejnych zdjęć z (kolejnym) samochodem elektrycznym, zamiast pokazanie, że potrafią korzystać z transportu publicznego.

Nowe technologie, cyfryzacja i ich wpływ na zmiany klimatu

Problemem jest dla mnie również to, że nie został przedstawiony wpływ na zmiany klimatu implementacji nowych technologii i szeroko rozumianej cyfryzacji. Pominięcie aspektu śladu węglowego składowania danych oraz wpływu ekspansji kryptowalut na gospodarkę energetyczną państw to wg mnie największa ułomność tej książki i mam nadzieję, że nie zamierzona. Dlaczego tak myślę? Szacuje się, że roczne utrzymanie sieci blockchain dla siedmiu głównych kryptowalut wymaga obecnie w optymalnym układzie przynajmniej 60TWh rocznie, a w skrajnym 180TWh, co można porównać do rocznego zapotrzebowania na energię w Polsce (prace Tima Swansona). Jeżeli chodzi zaś o dane, przeprowadzona w zeszłym roku przez Greenpeace analiza pokazała, że przy obecnym tempie przenoszenia systemów do chmury oraz większym wykorzystaniu innych energochłonnych rozwiązań IT, udział firm technologicznych w światowej konsumpcji energii wzrośnie z obecnych 7% (rok 2020) do 25% (rok 2025). Wydaje się więc, że uważność i odpowiedzialność za wykorzystanie surowców nie dotyczy tylko rozwoju plantacji kukurydzy i używania plastiku, ale również tego, co i dlaczego cyfryzujemy oraz jak traktujemy elektrośmieci. Jednak takich refleksji lektura Gatesa niestety nam nie dostarczy.

Czy jest to więc książka ważna? Mówi się, że każdy głos w słusznej sprawie jest ważny. W takim ujęciu najnowsze dzieło Billa Gatesa na pewno przysłuży się dobrej sprawie, ale w moim odczuciu jest ono nierówne w treści i stylu. Powoduje u mnie niedosyt na granicy rozczarowania, ponieważ od osoby tego wymiaru co współzałożyciel Microsoft oczekiwałem więcej. Czuję się jak fan Linkin Park słuchający ich eksperymentów poza nu-metalem. Jak wielbiciel Milesa Davisa słuchający jego gry w popowych piosenkach z “You are under arrest”.

Może gdyby tytuł nie był stwierdzeniem, ale pytaniem „jak ocalić świat?”, a sam autor więcej miejsca poświęcił na podzielenie się swoimi refleksjami, a nie wyjaśnianie rzeczywistości – może wtedy ta książka byłaby kompletna… bardziej spójna – w moim odczuciu.

Miles Davis, o którym przed chwilą wspominałem, pytany kiedyś o to, jak zapewnia spójność i unikalność swoich kompozycji powiedział: „czasami tak bywa, że musisz bardzo długo grać, by w końcu zagrać w swoim własnym stylu”. Czekam więc spokojnie na kolejny utwór Billa Gatesa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *