Branża ITPomysł z PolskiRynek

Obecnie jest dobry moment, aby firmy IT pokazały swą dodatkową wartość

Z Dmitrijem Żatuchinem, CEO i założycielem spółki DO OK, rozmawiamy o: przekształcaniu modelu biznesowego z usługowego na produktowych i najnowszych rozwiązaniach firmy; obiecujących rynkach międzynarodowych; skuteczności hackathonów; powodach, dla których Polska nie jest w czołówce innowatorów; wpływie pandemii na działalność DO OK i całej branży IT; najbliższych trendach w technologiach; celach jakie przed IT stawia biznes oraz strategii DO OK na kolejne lata.

Obecnie jest dobry moment, aby firmy IT pokazały swą dodatkową wartość

Zapowiedzieliście niedawno przekształcenie modelu biznesowego spółki polegające na przejściu z segmentu usług do sfery rozwiązań. Skąd ta zmiana i jaki jest jej cel? Co ona oznacza dla firmy?

DO OK w modelu usługowym działa od 10 lat. Osobiście próbowałem, bodajże 6-krotnie, dostarczać samemu sobie produkt i po którymś niepowodzeniu stwierdziłem, że warto nauczyć się kompleksowo jak dobrze to robić – od etapu Business Consultingu do dostarczenia oprogramowania oraz wsparcia klienta. Stąd decyzja o tym, aby przejść od branży usługowej do produktowej, gdzie będziemy w stanie sami wybierać technologię, dobierać rynki, klientów i tworzyć rozwiązania zgodne z naszą misją. Przygotowujemy się do tego w praktyce. Mamy już pierwsze rozwiązanie i pracujemy nad kolejnym.

Jakie są to rozwiązania?

Pierwsze to DoConnect. Jest ono obecnie wykorzystywane w czujnikach i alarmach przeciwpożarowych w Oslo, inteligentnych grzejnikach w Norwegii i Danii czy cyfrowej skarbonce w banku Credit Suisse. Testują go również startupy np. inteligentna kroplówka z Finlandii. DoConnect komunikuje się w chmurze Microsoft Azure, pomagając zdalnie sterować wspomnianymi urządzeniami, obsługiwać je i serwisować. Jednocześnie zbiera dane. Chcemy też rozwinąć to rozwiązanie o moduł Business Intelligence, aby dostarczać jakościowych danych pozwalających podejmować mądre decyzje biznesowe. Drugie, nasze rozwiązanie jest jeszcze na bardzo wczesnym etapie rozwoju. Póki co zbieramy dane od potencjalnych klientów, do których chcemy trafić. Ono także jest z pogranicza technologii IoT i oprogramowania, ale dedykowane dla branży nieruchomości. Szczegóły naszej oferty można poznać na stronie https://dook.pro/

Które z rynków międzynarodowych są obecnie najbardziej obiecujące? Czy są jakieś, na których chcielibyście zaistnieć?

Główne rynki, na których dostarczamy usługi to Holandia, Dania, Norwegia, Finlandia, Estonia i – w mniejszym zakresie – Niemcy. Wokół tych krajów budujemy też spółki-córki i tworzymy sieć partnerstw. Spośród nich trzy najbardziej obiecujące to kolejno: holenderski, norweski i fiński. Dopiero po nich stawiamy na mniejsze kraje, a więc Danię i Estonię. Obecnie Holandia odpowiada za 33% naszych zamówień i – w kilkuletniej perspektywie – myślę, że będzie nadal naszym głównym rynkiem. Poza tym, ostatnio doszło nam też trochę klientów z Wielkiej Brytanii i Dubaju. Krótko- i średnio terminowo nie zamierzamy wchodzić na nowe rynki, ponieważ priorytetem jest dla nas rozwinięcie stosunkowo nowych spółek-córek w Danii i Estonii, a także pozyskanie na tych rynkach specjalistów i konsultantów.

Organizowaliście – we współpracy z GovTech Polska – hackathon HackCrisis Poland. Jak Pan ocenia skuteczność takich wydarzeń? Czy są one w stanie wygenerować złożone projekty? Czy to dobry sposób na wsparcie cyfryzacji?

Podczas HackCrisis Poland powstało ponad 100 różnego rodzaju pomysłów i zalążków rozwiązań. Tego typu wydarzenie przynoszą różne efekty. Po pierwsze, jesteśmy w stanie dotrzeć do ludzi z samym przekazem o istotności technologii i znalezieniu nowych zastosowań dla niej. Hackathony pełnią więc rolę edukacyjną i wyraźnie da się odczuć ich kreatywność. Kolejna sprawa to umiejętność skalowania. Polska niestety nie jest w czołówce innowatorów. Nie mamy też technologii, która zostałaby wyskalowana na cały świat. A dzięki takim inicjatywom, jak hackathony właśnie otwierają się granice między krajami i wraz z tym wzajemna współpraca.

Po tym jak zorganizowaliśmy HackCrisis Polska zostałem zaproszony do stworzenia EUvsVirus z innymi reprezentantami krajów Unii Europejskiej. W jego trakcie powstało z kolei ponad 2000 różnych rozwiązań. Są one obecnie rozwijane i skalowane przez Komisje Europejską. Pomagałem także mentorować tego typu projekty w Danii, Norwegii czy Szwecji, gdzie powstało naprawdę wiele ciekawych pomysłów.

Podaje Pan przykłady z zagranicy. Dlaczego to Polska nie jest w czołówce innowatorów, czemu nie mamy globalnych unicornów? Spotkałem się z opinią, że brakuje nam odpowiedniego ekosystemu dla startupów a nasz rząd nie angażuje się zbyt mocno w ich wsparcie…

Taką hipotezę nie jest łatwo ani potwierdzić, ani odrzucić. Osobiście widzę jednak inne powody, nazwałbym je historycznymi. Otóż w Polsce nauczyliśmy się świetnie świadczyć usługi o wiele wcześniej od innych krajów i to nie tylko w tradycyjnych branżach, ale także w segmencie technologii. Przede wszystkim na rynku lokalnym, a zaraz po nim na niemieckim. Niestety, ta współpraca na wiele lat osadziła nieco mentalność i sposób w jaki myślimy o technologii, biznesie, skalowaniu, budowaniu kapitału ludzkiego itd.

Przez bardzo długi czas także centra BPO, które firmy zagraniczne otwierały w dużych miastach, wciągały młode, wykształcone osoby do tej samej „maszyny” – świadczenia usług na zasadzie outsourcingu na rzecz wielkich firm i korporacji zagranicznych. Od samego początku nie byliśmy więc otwarci na świat, nie uczyliśmy się języków, nie szukaliśmy tej innowacyjności czy przełomowości, tak jak to miało miejsce w innych, małych krajach, które nie musiały przechodzić przez wspomniany model usługowy, aby odbudowywać gospodarkę. Myślę tu o takich krajach jak choćby Estonia – gdzie notabene liczba unicornów jest największa w przeliczeniu na liczbę mieszkańców.

Widzę natomiast pozytywną zmianę, która trwa mniej więcej od 3 lat, a przejawia się choćby w otwieraniu się na ścisłą współpracę z konkurencją. Dzięki temu powstała m.in. organizacja Software Development Association Poland – SODA, w którym to stowarzyszeniu czynnie się udzielamy, a które obecnie zrzesza jakieś 10% rynku producentów oprogramowania w Polsce, a dokładnie 103 firmy. Organizacje z branży IT zrozumiały wreszcie, że razem można zrobić więcej. Zaczęto wymieniać się know-how i dzięki takiemu partnerstwu nastąpił rozwój w wielu wymiarach. Ta przestrzeń wzajemnej współpracy jest obecnie widoczna w wielu branżach – zarówno wśród startupów, jaki i firm z ugruntowaną już pozycją na rynku.

Jak pandemia wpłynęła na działalność DO OK?

Jej wpływ oceniam pozytywnie i to z kilku powodów. Przede wszystkim zajęliśmy się sprawdzaniem naszej integralności i misji – czy rzeczywiście realizujemy podstawowe założenia. Po drugie, odpowiednio zaadresowaliśmy temat komunikacji w organizacji, gdzie transparentna i regularna komunikacja w momencie kryzysowym dużo nam dała. Po trzecie, przeorganizowaliśmy zupełnie dział sprzedaży i marketingu. Wprowadziliśmy też nową usługę w postaci konsultingu biznesowego. Mieliśmy też czas na pracę nad DoConnect.

Chcąc zapewnić ciągłość działania – gdyby ten kryzys okazał się jednak dłuższy – docisnęliśmy także pedał gazu i pozyskaliśmy nowych klientów. II kwartał 2020 roku był najlepszym w historii firmy. W pół roku od wybuchu kryzysu jest nas w organizacji również o 10% więcej niż było. Pomogła nam też sytuacja związana z tym, że sporo firm, szczególnie większych, podjęło – w mojej ocenie – niewłaściwe działania, szybko i ostro redukując zespoły. To sprawiło, że przez chwilę na rynku pojawiło się dużo doświadczonych osób. Dodatkowo pracownicy z rynków zagranicznych „otworzyli się” na chęć zatrudnienia w polskich firmach. Dialog, który obecnie prowadzimy ze specjalistami z zagranicy jeszcze rok temu byłby zwyczajnie niemożliwy – szczególnie na rynkach skandynawskich.

Jak odbiera Pan wpływ pandemii na branżę IT? Z jednej strony mówi się bowiem, że branża ma się dobrze, a obecna sytuacja jest dla niej nawet szansą na bardziej zdecydowany rozwój, a z drugiej są eksperci, którzy twierdzą, że IT ucierpi z powodu epidemii, ale później niż inne branże…

Już po I kwartale od wybuchu pandemii aż 66% firm IT zrzeszonych w organizacji SoDA w Polsce odczuło jej negatywny efekt. To dowód na to, że zbyt dużo robimy w relacji outsourcingowej, w której najłatwiej jest nagle zmniejszyć współpracę i zamówienia. Co z kolei oznacza, że niestety nie wytwarzamy strategicznych elementów systemów i nie jesteśmy dostawcą istotnych elementów infrastruktury IT dla klientów. Poza tym reakcja rynków, na które polskie firmy dostarczały usługi, jest taka, że wolą one zatrudniać własnych specjalistów, niż pracować z zewnętrznymi firmami z zagranicy.

Uważam więc, że obecnie jest dobry moment, aby krajowe firmy IT mocniej zadbały o relacje, by ich pozycja nie była taka marginalizowana, a przede wszystkim aby pokazały dodatkową wartość – nie tylko w cenie i dostępności specjalisty IT, a bardziej w konsultingu czy usługach o wyższej wartości intelektualnej. Model typowego software house’u w Polsce również musi się zmienić. Powinniśmy stawiać na inwestycje w ludzi i rozwój, zarówno nasz jak i klientów. Musimy więcej dawać obu stronom, żeby nieść wartość biznesową dla klienta, jak i wartość jako pracodawca czy partner biznesowy dla specjalistów IT. Inaczej ci ostatni będą pracowali bezpośrednio dla klientów.

Które z technologii zyskają w najbliższym czasie?

Te, które niskim kosztem cyfryzują działalność biznesową dotychczas w ogóle nie zdigitalizowaną. Mam tu na myśli wszystkie gotowe komponenty, które mogą być zastosowane do przyśpieszenia i usprawnienia optymalizacji procesów biznesowych w organizacjach. Kolejna rzecz to tzw. low-code, który też powinien zyskać jako trend, ponieważ specjaliści niższej klasy, niekoniecznie programiści tylko osoby odpowiedzialne za różnego rodzaju procesy w organizacjach, mogą wspólnie z firmą IT przejąć część odpowiedzialności i „wyklikać” czy też wykreować część rozwiązań automatyzujących pracę po ich stronie. Mogą też na trendzie zyskać wszelkiego rodzaju rozwiązania cross-platformowe. Nadal w cenie będą też takie technologie, które skrócą czas wejścia z nowym produktem na rynek. Dlatego też może być tak, że klienci polskich firm programistycznych, szczególnie ci zagraniczni, będą podejmowali bardziej przemyślane i ostrożne decyzje jeśli chodzi o zamawianie dedykowanego oprogramowania, takiego, które buduje się długo, kosztuje dużo, a nie przynosi wartości od razu.

A jaka jest strategia biznesowa DO OK na najbliższe lata?

Naszym głównym celem jest przechodzenie do segmentu rozwiązań. Chciałbym, aby w ciągu 2 lat grupa miała dwa produkty, które będzie w stanie samodzielnie rozwijać i utrzymać. W perspektywie 5-letniej powinny one również generować co najmniej 33% przychodów. Natomiast jeśli chodzi o działania wewnątrz organizacji, to będziemy dalej wzmacniać kadrę menedżerską i ekspercką skupioną wokół konsultingu biznesowego. Obecnie zatrudniamy 55 osób, ale celem jest, by w ciągu 2 lat mieć 200 pracowników.

Tagi

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *