Władcy marionetek

Przyznam, że fascynują mnie sytuacje, gdy naturalnie wypowiedziane zdanie – bez szczególnej intencji autora – staje się ikoną i wytycza nowe kierunki działania w zupełnie odległych dziedzinach. W taki mniej więcej sposób na trwałe weszły do kanonu popkultury stwierdzenia „failure is not an option” (Gene Kranz) czy „turn your wounds into wisdom”(Oprah Winfrey).

Myślę, że podobnie było w przypadku Clive’a Humby’ego, matematyka, a później przedsiębiorcy i współtwórcy karty lojalnościowej dla sieci Tesco. Jego to bowiem autorstwa jest często teraz cytowane zdanie „Data is the new oil”. Nie wiem, na ile ta refleksja z 2006 roku była inspiracją dla Marka Zuckerberga i Erica Schmidta, faktem jest jednak, że tego samego roku, kilka miesięcy później miały miejsce dwa inne wydarzenia, które na trwale zmieniły podejście do zarządzania danymi na planecie Ziemia. Google postanowił kupić dopiero co rozkręcający się startup streamingowy za bajońską sumę 1,65 mld USD, a Facebook stwierdził, że społeczność studentów to za mało i otworzył się na świat.

Dziś wszyscy jesteśmy produktem

Władcy marionetekCo się wydarzyło w kolejnych latach wiemy z autopsji. Kto z nas nie doświadcza codziennie dobrodziejstw cyfrowego świata? Google informuje, że możemy spóźnić się do pracy, gdy siedzimy jeszcze w domu i dopijamy poranną kawę. Amazon podpowiada, co moglibyśmy kupić na Gwiazdkę, a Booking.com informuje, że właśnie spadły ceny w naszej ulubionej lokalizacji wakacyjnej. Można powiedzieć „Dolce Digital Vita”! Internet zbiera jakieś okruchy z ciasteczek naszych cyfrowych śladów i przetwarza je dla naszej wygody. Generalnie więc jako ludzkość przyjęliśmy zasadę – to wszystko jest za darmo, więc korzystajmy i „bawmy się”. Pytanie jest jednak, czy to jeszcze zabawa, którą kontrolujemy? Ciekawie ujął to kiedyś Yuval Harari. Odnosząc się do powiedzenia, że „jeśli dostajesz coś za darmo, to powinieneś wiedzieć, że sam jesteś produktem”, jednoznacznie stwierdził, że nigdy nie było to bardziej prawdziwe niż teraz, w przypadku Facebooka, Gmaila i YouTube’a. Otrzymujemy bezpłatne serwisy społecznościowe, jednak w zamian oddajemy nasz najcenniejszy zasób, jakim są nasze dane osobowe.

Myślę, że wiele dodatkowych refleksji mogło się nam pojawić po obejrzeniu zeszłorocznej produkcji Netflixa „The Social Dilemma”, która w jaskrawy sposób zaprezentowała konsekwencje takiego modelu cyfrowej rzeczywistości. I to właśnie w tym filmie poznaliśmy również Shoshanę Zuboff, której książka z 2019 roku „The Age of Surveillance Capitalism” jest dla mnie jedną z najważniejszych publikacji ostatniej dekady. A ponieważ ukazał się jej polski przekład, postanowiłem podzielić się kilkoma refleksjami.

Shoshana Zuboff jest uznaną filozofką, socjolożką i badaczką wpływu nowych technologii na naszą codzienność. Nie wydaje książek często, ale ta ostatnia pozycja to jej swoiste opus magnum. „Wiek kapitalizmu inwigilacji”, bo tak nazwano polskie wydanie, może jednak odstraszać potencjalnego nabywcę, dlatego szybko wyjaśniam. Tak, tytuł może nie jest z mainstreamu „pulp fiction”, a ponad 700 stron też nie zachęca do automatycznego wrzucenia tej pozycji do koszyka. Zapewniam jednak – mimo iż jest to literatura faktu – jej wydźwięk emocjonalny może konkurować z najlepszymi pozycjami Stephena Kinga.

Początki i konsekwencje kapitalizmu nadzoru

Co jest w tej książce wyjątkowego? Według mnie, trzy wymiary naszej cyfrowo-analogowej egzystencji przedstawione w iście dialektycznym ujęciu: pro-technologiczny – mimo iż kontestujący działania BigTechów; społeczny – chociaż skupia się na wpływie kapitalizmu inwigilacji na jednostkę oraz historyczny – przy jednoczesnym zarysowaniu wpływu obecnej sytuacji na rozwój cywilizacji. Bohaterem książki jest tytułowy „kapitalizm nadzoru”. Innymi słowy ten wymiar cywilizacji informacyjnej, dla którego źródłem zysku nie jest już wykorzystywanie pracy ludzi, ale monetyzacja naszego doświadczenia w sieci. Oczywiście duża część tych działań realizowana jest pod hasłem personalizacji usług, jednak – wg Shoshany Zuboff – w rzeczywistości jest to kamuflaż dla bezwzględnych eksploatacji intymnych głębi naszego codziennego życia.

Główny punkt skupienia jej uwagi to giganci z obszaru mediów społecznościowych. Firmy, które zaczęły nas przekonywać, że w dobie cyfryzacji ochrona prywatności nie jest już normą społeczną. Wg niej, taka handlowa inwigilacja nie jest jedynie jakimś niefortunnym wypadkiem przy pracy. To nadrzędny cel, ponieważ jesteśmy dla tych firm obiektami, z których wydobywa się surowce. Cytując autorkę „Google wynalazł i udoskonalił kapitalizm nadzoru w podobny sposób, jak 100 lat temu General Motors wynalazł i udoskonalił kapitalizm menedżerski.”

Zła jest logika wyrażona w działaniu, a nie zastosowana technologia

Chciałbym natomiast bardzo wyraźnie podkreślić, że – przy swoim krytycznym nastawieniu do zachowań firm technologicznych uosabiających kapitalizm nadzoru – książka Shoshany Zuboff w najmniejszym stopniu nie jest wymierzona przeciwko cyfryzacji. Wg niej, kapitalizm nadzoru jest pewną logiką wyrażoną w działaniu, a nie technologią. To jedna z głównych tez do zapamiętania, ponieważ liderzy tego nurtu chcą, abyśmy myśleli, że ich praktyki są nieuniknionym wyrazem stosowanych przez nich narzędzi. Tak nie jest. Kapitalizm nadzoru nie jest technologią. Jest to logika, która stoi za technologią i zarządza nią. Kapitalnie wybrzmiewa tu przytoczony przez Shoshanę Zuboff cytat z Orwella – „Eufemizmy stosowane w polityce, wojnie i biznesie sprawiają, że kłamstwa są wiarygodne, a morderstwa godne szacunku”.

Jest w tej książce jeden aspekt, który zrobił na mnie szczególne wrażenie. Shoshana Zuboff dokonuje swego rodzaju rozszczepienia cyberlibertariańskiej wizji świata przez pryzmat głęboko humanitarnych wartości. Wg niej, „Technologia nie jest i nigdy nie może być samodzielnym podmiotem, odizolowanym od ekonomii i społeczeństwa. Oznacza to, że nieuchronność technologiczna nie istnieje.” Jeżeli pozwolimy, aby cywilizacja informacyjna – kształtowana przez kapitalizm nadzoru – rozwijała się kosztem natury ludzkiej, może to doprowadzić do utraty człowieczeństwa. Bardzo sugestywny jest przedstawiony przez autorkę kontekst reakcji amerykańskiego społeczeństwa na techniki modyfikacji zachowań. Kilka dekad temu bezdyskusyjnie przeciwstawiano się takim praktykom jako zagrożeniu dla autonomii jednostki i zasad demokracji. Dzisiaj, w świecie cyfrowym, napotykają one na niewielki opór.

Jeśli cyfrowa przyszłość ma być naszym domem, to musimy go zbudować

Początek XXI wieku doprowadził do przełomu w zarządzaniu danymi oraz ich eksploatacji.  Sto lat wcześniej prace fizyków doprowadziły do stworzenia podstaw teoretycznych, a następnie ich praktycznego wykorzystania w ujarzmieniu energii jądrowej. Myślę, że jest to dobra analogia pokazująca, jak genialna myśl człowieka może zarówno stworzyć nowy rozdział rozwoju naszej cywilizacji, jak i sprowadzić ją na skraj egzystencji.

Książka Shoshany Zuboff jest obowiązkową pozycją na liście lektur współczesnych liderów. Przedstawia ona bowiem świat z innej perspektywy. Nie skupia się na tym, co może nam dać cyfrowa cywilizacja. To wiemy już z setek pozycji ciągle rosnącego grona cyfrowych ewangelistów. Pokazuje nam diametralnie inny kontekst – jak brak autorefleksji dotyczącej naszej cyfrowej tożsamości, może doprowadzić do sytuacji, gdzie grupa BigTechów sprowadzi nas do roli marionetek w ich teatrze. Dlatego, jeśli cyfrowa przyszłość ma być naszym domem, to my musimy go zbudować.

James Hetfield pracując nad swoim opus magnum, jakim jest – wg mnie – album „Master of Puppets”, odniósł się do szaleńczego życia, jakie wtedy prowadził, mówiąc „To wszystko zabawa i gry, dopóki … ktoś nie straci oka. Wtedy jest to zabawa i gry, których już nie widać”. I chyba właśnie w ten sposób chciałbym zakończyć mój tekst. Bądźmy uważni w naszej zabawie z kapitalistami nadzoru.

Jaromir Pelczarski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *