CIO

Gambity Marka Łady

CXO HUB

Marek Łada przez ponad 20 lat pracował w amerykańskim potentacie technologicznym i przemysłowym Honeywell, przechodząc stopniowo od ról i stanowisk informatycznych, przez technologiczno-menedżerskie obejmujących 20 krajów w Europie, Bliskim Wschodzie i w Afryce, na stricte biznesowe, by wreszcie stanąć na czele polskiego oddziału firmy. Jak mówi, dwie dekady spędził tylko pozornie w jednej firmie – co kilka lat transformacja albo zmiana roli sprawiała, że czuł się jakby zasiadał do nowej partii szachów. Właśnie rozpoczyna kolejną.

Gambity Marka Łady

Porównanie nie bez przyczyny. Marek Łada był w 1986 r. mistrzem Warszawy w szachach i posiada tytuł mistrzowski FIDE, a szachy pozostają jego ukochaną dyscypliną. Jednak w wieku 18 lat zdecydował, że nie zostanie zawodowym szachistą i postanowił poszukać innego zajęcia. Oddanie w życiowym debiucie posiadanej już mocnej figury – pozwoliło mu jednak rozwinąć się w dyscyplinie menedżera technologii biznesowych, transformatora i wreszcie, Country Managera z backgroundem technologicznym, a więc CEO nowego typu. W świecie biznesu Marek Łada posiadł już tym samym tytuł mistrzowski.

Europa Środkowa, Wschodnia i Południowa była ojczyzną wielu geniuszy. Mówiąc o informatyce trudno nie wspomnieć choćby twórcy koncepcji komputera, von Neumanna, który był Węgrem. Po okresie jaki spędziliśmy za żelazną kurtyną – nam się chce chcieć. Brak nam niekiedy dojrzałych struktur, doświadczenia, ale nie brak nam woli i energii aby sukces osiągnąć.

A szachy? Nadal śledzi wydarzenia w świecie szachów, zaś ostatnie sukcesy młodych polskich arcymistrzów czy drużyny narodowej na olimpiadzie szachowej wprawiają go w doskonały nastrój. W ostatnim czasie szachy w ogóle zyskały na widowiskowości – mnożą się nieprzewidywalne turnieje, nie ma dominacji jednego gracza czy kraju, pojawiają się barwne, błyskotliwe nowe postaci i osobowości.

Gambit nr 1: od szachisty do informatyka

Czy szachy pomagają w pracy menedżera? Dość powszechne jest postrzeganie szachów, zwłaszcza na poziomie zawodowym, sportowym jako domeny umysłów ścisłych. Sprzyjałoby to więc rekrutowaniu wśród szachistów do ról CIO, CTO czy CFO. Ale do roli CEO, który powinien dysponować i umiejętnie przełączać się pomiędzy ścisłym oglądem świata i emocjami? “Szachy są demokratyczną i dostępną dyscypliną, i nie tyle są domeną wyłącznie umysłów ścisłych, ile raczej umysłów otwartych” – mówi Marek Łada.

Jako przykład przytacza postać Janusza Szpotańskiego, słynnego “Szpota”, który dokonał wielu przekładów, był literatem a zasłynął operą “Cisi i gęgacze”, która wzbudziła sensację w gomułkowskiej Polsce, kiedy czytano ją w Radiu Wolna Europa. Jej autor stał się wówczas znienawidzonym nieprzyjacielem władzy ludowej, osobistym wrogiem ówczesnego pierwszego sekretarza Władysława Gomułki, za sprawą którego trzy lata spędził w więzieniu, prawdopodobnie jako pierwszy literat w bloku komunistycznym. „Szpot” był też mistrzem szachowym. “Podobnym przykładem szachowego mistrza-literata jest Karol Irzykowski, wybitna postać parnasu literackiego w międzywojniu, krytyk i pisarz, osobisty wróg takich postaci jak Witkacy czy Karol Zbyszewski. I – by domknąć pętlę – literacki wzór dla Janusza Szpotańskiego. Ale to inna historia” – śmieje się Marek Łada, który osobiście poznał Janusza Szpotańskiego, bywającego gościem w domu rodziców.

Jak podkreśla, akurat ta szachowo-literacka dwójka poza podobieństwem osobowości – złośliwych, inteligentnych i bezkompromisowych, cechuje się ponadto wyjątkowym dorobkiem w polskich szachach. Ale to nie zasługa przewagi ścisłej strony mózgu – raczej dowód inteligencji, polihistoryzmu obu postaci.

Ta demokratyczna i łatwa do uprawiania dyscyplina posiada jednak próg wejścia. “Prawdziwa szachowa przyjemność jest niedostępna ogółowi graczy amatorskich, którzy oczywiście także cieszą się pięknem tej gry. Ale dopiero po kilku latach nauki i treningu osiąga się całkowicie nowy, niezwykły poziom. Zaczyna myśleć się pewnymi konstruktami, zaczyna się dostrzegać ich rozbudowane, rozległe konsekwencje, podobieństwa rozgrywanych w historii partii, dostrzega się zmiany tempa, nastrojów, różnice temperamentu graczy, ich złość albo zmęczenie. Zaczyna się abstrakcyjna, matematyczna i zarazem poetycka strona szachów” – dodaje Marek Łada.

Pojawienie się komputera, który potrafi zwyciężyć człowieka wcale nie zamknęło historii szachów, przeciwnie. Popchnęło szachistów w stronę konstruowania pułapek na warunkowane schematami komputery, do myślenia pokerowego, posługiwania się emocją, która jest niedostępna dla komputerów. Otwarła także pole do eksperymentowania z samą grą.

Nadal też, jak podkreśla, szachy rozwijają się. Pojawienie się komputera, który potrafi zwyciężyć człowieka wcale nie zamknęło ich historii, przeciwnie. Popchnęło szachistów w stronę konstruowania pułapek na warunkowane schematami komputery, do myślenia pokerowego, posługiwania się emocją, która jest niedostępna dla komputerów. Otwarła także pole do eksperymentowania z samą grą, stąd np. popularyzacja szachów 960 (losowe ustawienie figur w ostatniej linii na początku partii powoduje, że odpada cała teoria debiutów a zyskuje widowiskowość spotkania).

W wieku 18 lat, po wygraniu mistrzostw Warszawy, innych pięknych sukcesów i wielkiej przyjemności z gry, Marek Łada zdecydował, że nie zostanie zawodowym szachistą. Domowym tropem wprowadzony też został w świat informatyki.

Gambit nr 2: od informatyka do CEO

Informatyka, komputery były zawsze gdzieś w pobliżu, w otoczeniu, jako że ojciec był automatykiem a gościem domu bywał Jacek Karpiński. Marek Łada jako młody człowiek miał okazję z nim rozmawiać i wywarło to na nim bardzo duże wrażenie.

Jacek Karpiński to legenda polskiej informatyki, geniusz, który stworzył z zespołem szereg konstrukcji nowatorskich o parametrach i osiągach najlepszych w swoim czasie na świecie. Przykładem najbardziej znanym jest minikomputer K-202, zaprojektowany w 1973 r., pracujący z szybkością miliona operacji zmiennoprzecinkowych (szybciej niż komputery osobiste, które pojawią się za 10 lat), do kupna której przymierzał się IBM a transakcja nie doszła do skutku pechowo. Ale Jacek Karpiński był autorem także wcześniej i później szeregu projektów i wprowadzonych od produkcji maszyn, które cechowała pionierska odwaga i wydajność, jak perceptron – maszynę uczącą się z siecią neuronową opartą na tranzystorach. Na ostatecznej porażce Karpińskiego, zmarłego w niedostatku w 2010 r. we Wrocławiu, zaważyła m.in. historia – pomimo pozycji jaką udało mu się zbudować w Instytucie maszyn Matematycznych, borykał się z szykanami za swoją historię wojenną i przynależność do AK. Jacek Karpiński był świadkiem historii jako powstaniec warszawski, ciężko ranny na początku powstania w kręgosłup i cudem ocalony z Warszawy po upadku Powstania dzięki sfałszowaniu karty choroby. Jeszcze wcześniej jako harcerz był w Szarych Szeregach, był adiutantem legendarnego “Zośki”, Tadeusza Zawadzkiego i świadkiem jego śmierci w 1943 r.

Z jednej skrajności jaką jest niedostatek lub nieaktualność danych i informacji służącej do podejmowania decyzji łatwo wpaść w drugą: potop danych i raportów. Jaki jest koszt przeczytania informacji, wytworzenia jej, wobec korzyści z tego wynikających?

Jacek Karpiński zaszczepił w młodym Marku więc nie tylko zainteresowanie informatyką, ale historią i światem w jakim w jej konsekwencji przychodzi nam żyć, utrzymujące się do dziś i stale pogłębiane.

“Pan Jacek Karpiński jest legendą, ale sam zarazem był twórcą bardzo rzeczywistych, faktycznych osiągnięć. Jest to legenda żywa wśród starszych informatyków i osób związanych z informatyką, ale i młodsi powinni ją poznać. Trudno powiedzieć, aby pozostawił po sobie jakąś metodykę pracy, coś, co by było powtarzalne w jakiś ramach i skupiło wokół niego uczniów. Nie, to raczej było połączenie geniuszu z determinacją. Podejścia, w którym naprawdę nie istniała odpowiedź: nie wiem i nie chcę się dowiedzieć. Był wizjonerem, stworzył coś, co było fenomenem światowym, nie lubił kompromisów, szedł do przodu i nie przejmował się przeciwnościami. Nie stworzył szkoły informatycznej, ale jego środowisko przyciągnęło wielu bardzo zdolnych ludzi. Trudno mu jednak było je skonsolidować, skoro funkcjonował niejako na obrzeżach i nieustannie zagrożony wypchnięciem poza obręb instytucji i świata informatyki. Tak się zresztą stało w końcu lat 70., kiedy wyjechał hodować kury i świnie gdzieś na Warmii, aby wreszcie na początku lat 80. uzyskać wreszcie paszport i wyemigrować do pracy w Nagra, szwajcarskiej legendzie hightech, założonej przez innego genialnego polskiego emigranta, Stefana Kudelskiego” – mówi Marek Łada.

Szachy są demokratyczną i dostępną dyscypliną, i nie tyle są domeną wyłącznie umysłów ścisłych, ile raczej umysłów otwartych

Inspiracje informatyczne trafiły na podatny grunt i Marek Łada rozpoczął swoją karierę od roli programisty, którą z powodzeniem kontynuował w kilku mniejszych firmach. Przełomem było oczywiście podjęcie pracy w Honeywell, wejście w świat korporacyjnej informatyki. Koncern wykonywał olbrzymie inwestycje w Europie i na Bliskim Wschodzie, cały czas bardzo się rozwijał. “Zawsze, kiedy nadchodził czas, że wydawało mi się, że trzeba poszukać sobie nowego miejsca, pojawiała się propozycja, zwykle krótki mail, który potrafił mnie wprawić w zadziwienie i zachęcał do podjęcia nowego wyzwania” – mówi Marek Łada.

Ważnym wydarzeniem w historii firmy i przełomowym w karierze Marka Łady stał się zakup przez koncern fabryki lotniczej w Czechach. “Wówczas to do mnie, kojarzonego z informatyką, ale i udziałem w kilku postępowaniach Due Diligence skierowano pytanie: czy nie zająłbym się całościową biznesową i technologiczną integracją? Oznaczało to wejście na inną orbitę, z której obraz firmy zyskuje innych barw, wymiarów. W praktyce wymagało to oczywiście nauki podejścia biznesowego, przede wszystkim Lean Management, dominującego w Honeywell, szkoleń SixSigma i innych. Miałem w tej auto-transformacji dokonującej się w trakcie projektu przewodnika, wsparcie – doświadczonego, obytego w takich zmianach biznesowego partnera-managera z USA. W ciągu kilkumiesięcznego projektu zacząłem poznawać i przejmować taką właśnie rolę na pograniczu technologii i biznesu, w wymiarze strategicznym” – mówi Marek Łada.

Potem uczestniczył jeszcze w kilku takich projektów integracji biznesowo-technologicznej. Każda z tych “partii” była inna i pozwalał budować kompetencje menedżera. Zaowocowało to kilka lat temu pełną “konwersją” na biznes i objęciem roli Country Managera w Honeywell. “Mogę śmiało powiedzieć, że mam poczucie jakbym w gruncie rzeczy na przestrzeni tych lat pracował w pięciu różnych firmach, co 2-3 lata gruntownie zmieniając podejście, warsztat, zakresy obowiązków” – podsumowuje.

Gambit nr 3: od Country Managera do Interim CEO i mentora start-upów

Pochodzenie zobowiązuje – jako nieczęsty przykład CEO wywodzącego się z pozycji CIO i top-menedżera technologicznego, Marek Łada ciekawie obserwuje rozwój sprzęgania biznesu z technologią. “Coraz silniejsze nasycanie biznesu technologią jest oczywiste. Zasadniczym rezultatem jest pojawienie się kultury zarzadzania przez liczby, dane, wnioski dostarczane przez systemy informatyczne. Z nową szybkością, z nową strukturą informacji. Jest to jednak często tylko pozornie proces płynny, zmierzający od sukcesu do sukcesu. Z jednej skrajności jaką jest niedostatek lub nieaktualność danych i informacji służącej do podejmowania decyzji łatwo przejść w drugą skrajność: potop danych i raportów. Jaki jest koszt przeczytania informacji, wytworzenia jej wobec korzyści z tego wynikających? To jak najbardziej praktyczne wyzwania. Niewłaściwe korzystanie z informacji jest czymś pod każdym względem złym dla firmy. Kultura funkcjonowania w oparciu o dane, jest złożona, trzeba ją budować, wymaga wyrafinowanych modeli, świadomości celu. Inaczej informacja może stać się cenną walutą w targowaniu się o odsunięcie realizacji odważnych przedsięwzięć, prowadzić do inercji. Wymówką albo menedżerskim fetyszem, opium które wprowadzają przedsiębiorstwo w stan inercji i uśpienia” – mówi Marek Łada.

Świadomość tych zagrożeń zaowocowała myślą o możliwości zaistnienia w roli mentora lub interim menedżera szybko rozwijających się start-upów technologicznych. To kolejny gambit, w kolejnej partii. “Chciałbym podzielić się doświadczeniem i pewnym racjonalnym podejściem, którego potrzeba, aby wynalazki, pomysły technologiczne były użyteczne. To inny wymiar transformacji, którą już przeszedłem – wyjścia z pozycji regionalnego szefa informatyki do roli biznesowej, Country Managera. Takich konwersji jest całkiem sporo zagranicą, u nas także się zdarzają, choć rzadko. Natomiast ten typ myślenia o informacji, danych, jaki reprezentują menedżerowie z doświadczeniem i wiedzą w technologiach, jest istotny także na etapie kreowania start-upu, szukania miejsca na rynku, odczytywania rzeczywistych potrzeb rynku, potencjalnych klientów” – mówi Marek Łada.

Pan Jacek Karpiński jest legendą, ale i twórcą rzeczywistych osiągnięć. Jest to legenda żywa wśród starszych informatyków, ale i młodsi powinni ją poznać. Trudno powiedzieć, aby pozostawił po sobie jakąś metodykę pracy. To raczej było połączenie geniuszu z determinacją. Podejścia, w którym naprawdę nie istniała odpowiedź: “nie wiem i nie chcę się dowiedzieć”. Był wizjonerem, stworzył coś, co było fenomenem światowym.

Jak ocenia, w świecie start-upów strategiczne, biznesowe spojrzenie na własne miejsce, jest deficytowe. “Dominują dwie skrajności – tworzenia, w którym twórcy przeświadczeni są o doniosłości swego pomysłu i brak zrozumienia komentują, jako niedojrzałość rynku. Daniel Kahnemann, noblista ekonomiczny wywodzący się z psychologii zyskał sławę definiując i badając mechanizmy, które sprowadzają się m.in. do przekonania, że “istnieją tylko te rzeczy, które widzę”. To syndrom częsty w start-upach, a przecież rzeczy oczywiste dla mnie nie muszą być takimi dla innych” – mówi Marek Łada.

W drugiej skrajności start-up wyzbywa się intelektualnej, przysługującej mu swobody kreowania, pozwalając nałożyć sobie jarzmo myślenia całkowicie podporządkowanego korzyści inwestora. “Swoją uwagę, komunikację, zaangażowanie skieruje wówczas całkowicie na dostosowanie produktu i wizerunku start-upu do obecnej mody, notowań o charakterze bukmacherskim a nie wynikającym z rzetelnej analizy” – wyjaśnia.

Start-upowe zainteresowania Marka Łady utrzymują się w klasycznym obszarze informatyki biznesowej – poprawy decyzyjności, lepszego zużytkowania danych, zrównoważonego rozwijania przedsiębiorstwa dzięki technologii. “Adaptacja technologii to także rozwój technologii. Wybory technologiczne mają jak zawsze znaczenie – gra idzie o to, aby w ręku firmy utrzymać ster, aby nabyć wraz z technologia kompetencji, aby nie stać się decyzyjnym zombie. Próba prowadzenia biznesu bez jego zrozumienia i podporządkowanie wyborów zewnętrznym źródło interpretacji sytuacji – musi prowadzić do rezygnacji z konkurowania, prawdziwie rozumianej innowacji, a w konsekwencji – z rozwoju” – mówi.

Ten typ myślenia o informacji, danych, jaki reprezentują menedżerowie z doświadczeniem i wiedzą w technologiach, jest istotny także na etapie kreowania start-upu, szukania miejsca na rynku, odczytywania rzeczywistych potrzeb rynku, potencjalnych klientów.

Pomiędzy tymi biegunami istnieje wielkie pole do eksperymentowania, poszukiwania nowych dróg, wynalazczości. Według Marka Łady, podejście zorientowane na odszukanie “job to be done”, powinno kierować start-upami. Aby startup zaistniał, musi mieć dobry produkt, potrafiący wykonać pracę ważną dla klienta – użytkownika. To pewien fundament.

Dzięki temu z setek i tysięcy start-upów mają szansę powstać dziesiątki championów. Ważny i ciekawy jest moment i narracja, uświadomienie sobie kontekstu. Z naszej perspektywy, z pespektywy polskich start-upów może to być gospodarcza idea Trójmorza, grupująca rynki o podobnym potencjale a zarazem o ponadprzecietnym potencjale i kapitale intelektualnym. “Europa Środkowa, Wschodnia i Południowa była ojczyzną wielu geniuszy. Mówiąc o informatyce trudno nie wspomnieć choćby twórcy koncepcji komputera, von Neumanna, który był Węgrem. Mówiąc o głodzie na sukces, nie można zapomnieć o tym, że społeczeństwa i przedstawiciele tych narodów wyrośli i powinni być świadomi, że pewna wielkość była już ich udziałem. W XIV w. największym królestwem w Europie było Królestwo Węgierskie, a Rzeczpospolita była w XVI w. potężniejsza niż Francja. Jest więc teraz mocny element wolicjonalny, po okresie jaki spędziliśmy za żelazną kurtyną – nam się chce chcieć. Brak nam niekiedy dojrzałych struktur, doświadczenia, ale nie brak nam woli aby sukces osiągnąć i nie brak nam energii życiowej” – uśmiecha się Marek Łada.

Tagi

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *